Housesitting – idea dla miłośników zwierząt i podróży

Moje doświadczenia z housesittingiem

by Ewcyna

Moje życie w drodze ostatnimi czasy przybrało bardziej stacjonarną formę. Zatrzymuję się na dłużej to-tu, to-tam, eksploruję otoczenie, poznaję ludzi i nawet trochę pracuję. To jest naprawdę fajne. Kiedy mówię innym, że mieszkam gdzieś na zasadzie housesittingu wiele osób nie wie o co chodzi. Postanowiłam zatem napisać, co to w ogóle jest housesitting (petsitting, dogsitting, catsitting) i opisać moje doświadczenia a tą formą pobytu w czyimś domu i usługi. Opiszę jak się zabrać do zdobycia podobnych ofert. Wiadomo – praktyczne wskazówki cenimy najbardziej. (aktualizacja 12/2023).

Nie ma dobrego polskiego odpowiednika zlepku angielskich słów „house-sitting”, dlatego choć jestem przeciwna niepotrzebnym zapożyczeniom z języków obcych, tu będę w tekście używać tego określenia. W obu z nich pojawia się angielskie słowo „sitting” pochodzące od słowa „siedzieć” co mogłoby sugerować, że jest to zajęcie statyczne, ale niekoniecznie tak jest!

Co to jest housesitting?

Housesitting/petsitting to zajmowanie się domem i zwierzętami w domu ich właściciela pod jego nieobecność (z zamieszkaniem)

Zwierzęta to najczęściej psy i koty, ale bywają też inne – np. kury, kozy, osioł.. Opieka nad domem też może obejmować podlewanie kwiatów, pielenie ogródka, włączaniu/wyłączaniu urządzeń, porządkowaniem przestrzeni.

Moi podopieczni podczas pierwszego pobytu we włoskiej Toskanii na housesittingu

Uwaga. Pobyt „na housesittingu” nie powinien obejmować żadnych ciężkich prac, jak to bywa na tzw. wolontariatach np. Workaway (pracuje się wtedy kilka godzin dziennie w zamian za wyżywienie i zamieszkanie, często są to farmy). Nie powinno też być nazywane housesittingiem zajmowanie się obsługą wynajmu mieszkań np. z AirBnB (czyli przyjmowanie gości, sprzątanie wynajmowanych mieszkań) – uważajcie na ogłoszenia tego typu, bo zdarzają się coraz częściej! Tu naszą pracą i zajęciem są przede wszystkim zwierzęta i dom.

Nigdy nie miałam swoich zwierząt (za dużo podróżuję), ale mają je moi znajomi i wiem, że w momencie potrzeby opuszczenia domu często robi się problem – co z nimi zrobić, kto mógłby się nimi zająć? Dobrze jest, kiedy mamy przyjaciela, sąsiada, kogoś z rodziny, kto albo przygarnie naszych ulubieńców, albo będzie do nich zaglądać, albo zamieszka w naszym domu. Co zrobić, jak nie mamy takiej osoby? Niektórzy oddają zwierzaki do hoteli dla zwierząt – jak najbardziej po to one istnieją, ale nie każdy kot czy pies dobrze znosi zmianę otoczenia. Ba, wydaje mi się, że mało który znosi to dobrze. Stąd wzięła się idea housesittingu – zapraszamy do siebie osoby, które mają czas i chęci, by u nas pomieszkać i zająć się zwierzętami i domem.

Istnieją portale, agencje i grupy w mediach społecznościowych, łączące obie strony, ale o tym później.

Housesitting we włoskiej Apulii i spacer z Billy’m

Ps. Bywają housesittingi bez zwierząt, ale dużo rzadziej. W wielu miejscach szuka się housesitterów przez wzgląd na kwestiie ubezpieczenia domu czy mieszkania (nie może ono zostać niezamieszkane przez dłuższy czas) – np. Australia czy USA.

Podstawowe zasady housesittingu

Housesitting to barter, wymiana usług a jako barter jest to usługa bezpłatna. Właściciel udostępnia swoje mieszkanie lub dom innym (może to być jedna osoba, para a nawet rodzina), którzy będą w nim mieszkać i opiekować się zwierzętami. Poświęcać im czas – to chyba najważniejsze. Właściciel musi określić, jakiej opieki wymaga jego zwierzę – np. konkretne jedzenie i jego ilość, wyprowadzanie na spacery, czasem jest to podawanie leków. Właściciel pokrywa koszty zamieszkania housesittera, takie jak zużycie prądu i wody, ogrzewania, niemal standardem stało się też zapewnienie dostępu do internetu. Czego nie zapewnia? Chociażby wyżywienia, biletów dojazdowych (choć może to zrobić) – to jest koszt sittera. Za usługę też się nie płaci (jak to bywa w przypadku, gdy ktoś obcy przychodzi do domu nakarmić i wyprowadzić zwierzę na spacer). Zauważyłam, że zdarzają się oferty płatne z zamieszkaniem, w szczególności w Wielkiej Brytanii i USA.  Takie oferty jednak nie mogą znaleźć się na większości portali housesittingowych.. 

Jaka z tego korzyść dla właściciela?

Zwierzę zostaje w swoim, znanym mu środowisku i nie przeżywa stresu związanego z przeniesieniem. Nie zostaje same, jest dobrze zaopiekowane, bo housesitterzy to z reguły wielbiciele zwierząt. Możemy wyjechać nie martwiąc się, ze masz kot czy pies będzie przeżywał stres a kury umrą z głodu, kwiatki uschną, szambo wywali i nikt się tym nie zajmie na czas.

Jak z tego korzyść dla housesittera? 

Ma możliwość pomieszkać gdzieś za darmo, często w dość atrakcyjnej lokalizacji. Miasto, wieś, kawalerka, dom, Polska, zagranica – zależy od preferencji.

Mój pierwszy (wielokrotny) housesitting ma niesamowitą lokalizację – to piękny dom w sercu włoskiej Toskanii
Locorotondo view
Kręcimy i zwiedzamy! Widok na Locorotondo, Apulia – grudzień 2021

Główną trudnością, dla niektórych nie do przeskoczenia, jest sam fakt udostępnia komuś obcemu swojej przestrzeni. Pojawia się pytanie, co zrobić z rzeczami osobistymi, dokumentami (uważam warto je schować). Nie każdemu też odpowiada też, że „ktoś będzie pił mojego kubeczka”. No, coś za coś.

No dobrze, przejdźmy do części praktycznej czyli moja droga do housesittingu i przede wszystkim – doświadczenia.

Jak zaczęła się moja przygoda z housesittingiem?

O housesittingu usłyszałam po raz pierwszy kiedy zaczęłam podróżować po świecie. Spotykałam osoby, które bywały gdzieś „na housesittingu” i bardzo sobie tą ideę chwaliły.

Pomysł ten postanowiłam zrealizować zimą 2018/2019 roku. Po powrocie z podróży rowerem Jedwabnym szlakiem nie bardzo mogłam się w kraju odnaleźć, postanowiłam ponownie wynająć swoje mieszkanie i wyjechać z Polski na południe Europy. Planowałam zatrzymywać się gdzieś na dłużej, bo chodziło mi po głowie napisanie książki. Poleciałam na Cypr a stamtąd przemieściłam się na południe Turcji. Wybrzeże Turcji było świetną opcją, bo to tani kraj i stać mnie było na to, żeby wynająć sobie lokum. Mieszkałam tam w styczniu i lutym a pokój w hotelu nad samym brzegiem morza kosztował od 8 do 10$ za noc ze śniadaniem. Mogłam tam pięknych okolicznościach przyrody mieszkać i zajmować się tym czym chciałam. Turcję jak najbardziej polecam na budżetowe podróże, o pobycie w Turcji zimą pisałam tutaj. Natomiast po niecałych dwóch miesiącach doszłam do wniosku, że jednak te pieniądze wydawane na hotel mogłyby zostać mojej kieszeni i zaczęłam wtedy zgłębiać temat housesittingu. Nie jest trudne wyszukać sobie w sieci to hasło, informacji jest ogrom, szczególnie w języku angielskim.

Styczeń na południowym wybrzeżu Turcji

Od czego zacząć przygodę z housesittingiem? Moje doświadczenia

– pierwszy jest wybór portaluplatformy – są to w zasadzie zestawy ogłoszeń właścicieli domów i housesitterów. Ich dość ważną zaletą jest fakt, że aby do nich się zapisać zarówno właściciel jak i housesitter przechodzą weryfikację (dokumenty, numer telefonu). No i tu być może zła wiadomość dla niektórych z Was – niestety nic mi nie wiadomo o takich platformach prowadzonych w języku polskim, natomiast bardzo dużo jest angielskojęzycznych. Tam też, choć rzadko, można znaleźć ogłoszenia polskie. 

Portale-platformy te są z reguły płatne. Należy zainwestować od 20 do ponad 100 euro bądź dolarów za roczne korzystanie z portalu. Te droższe portale z reguły mają dużo więcej ofert, mają też więcej usług (np. ubezpieczenie odwołania housesittingu). Ja nie chciałam inwestować od razu dużej kwoty. Postanowiłam na początek spróbować z jednym z nich i de facto jestem w nim to dziś – czyli MindMyHouse.com. Inne warte polecenia to Nomador, Trustedhousesitters (najwięcej ogłoszeń, ale dość drogi), Housecarers. Jest też od niedawna polska grupa na fejsbuku Housesitting i Houseswapping Polska. Korzystam też z podobnych grup w innych kilku krajach. Czasem działają dobrze, czasem nikt nie zatwierdza ogłoszenia przez 2 miesiące..

–  po wyborze portalu należy na nim stworzyć swój profil

Należy go przemyśleć. Oprócz zamieszczenia stosownych zdjęć opisać wszystkie doświadczenia, które mogą mieć znaczenie w procesie wyboru przez drugą stronę – zwłaszcza, że na początku nie mamy przecież jeszcze żadnych referencji. Opisujemy siebie, swoje doświadczenie w opiece nad zwierzętami (jeśli takie jest), znajomość języków obcych (nie zawsze wymagana, ale przydaje się choć trochę znajomość języka lokalnego) swoje preferencje (u mnie koty) i ewentualne ograniczenia (w moim przypadku brak prawa jazdy). Zaznaczam jednak, że przemieszczam się wszędzie na rowerze i daje sobie radę, zazwyczaj to wystarcza.  Nie warto koloryzować, bądźmy ze sobą i innymi szczerzy.

Dobre chęci czasem nie wystarczą, dobrze wzmocnić swój profil czymś innym jakimś doświadczeniem które może wpływać na naszą wiarygodność. Od czegoś trzeba zacząć. Ja kilkakrotnie zajmowałam się już zwierzętami swoich przyjaciół w kilku miejscach na świecie. W trakcie mojej trasy rowerem po zimowej Europie w 2016 roku zatrzymałam się u mojej koleżanki w Atenach. Marzena zamierzała wyjechać na miesiąc i zaproponowała mi zostanie w swoim domu ze swoim kotem. Jak najbardziej było mi to na rękę – kocham Grecję i koty. Miałam zdjęcia, podałam możliwość kontaktu do moich przyjaciół.

Ewcyna housesitting Włochy
We włoskiej Apulii miałam pod opieką też psa

Co jeszcze? Postanowiłam zamieścić screeny (zrzuty z ekranu) opinii zamieszczonych na mój temat na portalach hostingowych takich jak Warmshowers oraz Couchsurfing. Mam tam dobre opinie, czasem dość szczegółowo opisujące moje zachowanie. Do swojego opisu dodałam też fakt, że sama jestem właścicielką mieszkania, które dość często wynajmuję i jako właściciel mieszkania, wiem jak ważna jest odpowiednie traktowanie miejsca, w którym się przebywa a nie należy ono do nas. No i poza tym mam blog i stronę na fejsbuku, można zobaczyć kto zacz.

Jak można się domyśleć, oferty dużo łatwiej dostaje się kiedy ma się już jakieś doświadczenia a przede wszystkim recenzje/ referencje -opinie od osób, u których się było bądź od sitterów.

No dobrze jest już profil i co dalej?

–  zaczynamy przeglądać oferty i wysyłać swoje aplikacje.  Działa to w obie strony, właściciele mieszkań mogą przeglądać profile housesitterów. Radziłabym nie wysyłać swoich ofert na zasadzie „kopiuj – wklej”. Należy przeczytać ofertę, przemyśleć ją i spersonalizować odpowiedź. Oczywiście pewne słowa i opisy na pewno się powtórzą, natomiast musimy być pewni, że miejsce jest dla nas odpowiednie, że będziemy w stanie zająć się tymi zwierzętami (czasem są wymagające), że damy radę dojechać na czas i dotrzymać terminu. Najlepiej, jeśli są już jakieś opinie o właścicielu właściciela mieszkania miejsca i zwierząt. Jakie mogą być problemy? Na przykład słyszałam o przypadkach, kiedy solo-housesitterzy nie radzili sobie zupełnie z samotnością, byciem samemu przez dłuższy czas w odosobnionym miejscu (mi się udało przez prawie 5 miesięcy, nie jest źle).

Niezykły krajobraz Crete Senesi – glinek sieneńskich czyli formacji geologicznych na poludnie od Sieny, kilka km od mojego domu

No dobrze. Wysłaliśmy zgłoszenie/ kilka zgłoszeń i czekamy. Z doświadczenia wiem, że jeśli nie uzyska się odpowiedzi w ciągu kilku dni to raczej jej już nie będzie. Po wystawieniu ogłoszenia właściciele przez pierwsze dni dostają zgłoszenia i je przeglądają, dokonują wyboru najbardziej odpowiednich osób i się z nimi kontaktują.

– następny etap to rozmowa online, podczas której można poznać się i dopytać o szczegóły – jeśli jesteśmy do niej zaproszeni, to znaczy że przeszliśmy pierwszą selekcję. Później proces wymiany zapytań trwa jeszcze długo, ale uważam, ze spotkanie online jest konieczne.

Czy mogę znaleźć housesitting jako para, bądź nawet rodzina? Jasne, że tak. Preferencje właścicieli są różne. Niektórzy wolą, żeby przyjeżdżały osoby pojedyncze osoby, czasem wolą mężczyzn, czasem wolą kobiety, czasem wolą pary (powinno być to zaznaczone w ogłoszeniu). Czasem nie mają nic przeciwko temu, żeby przyjeżdżały całej rodziny natomiast z reguły takie ogłoszenia zdarzają się dużo rzadziej.

A jak to było po wysłaniu zgłoszeń u mnie po stworzeniu profilu? Zaczęłam przeglądać ogłoszenia w krajach, które mnie interesowały i do których wiedziałam, że mogę w odpowiednio krótkim czasie dotrzeć. Zapisałam się też na newsletter,  który informuje o nowych ogłoszeniach w danym kraju. Wysłałam kilka aplikacji i… zupełnie nieoczekiwanie otrzymałam pierwszą i chyba jedyną wtedy odpowiedź i to od razu od właścicieli domu we włoskiej Toskanii, którzy potrzebowali opieki nad swoimi kotami. Termin zaczynał się za miesiąc. Z tego, co później się dowiedziałam, moje zgłoszenie było bardzo pozytywnie przyjęte, bo bardzo szczerze napisałam o moim stosunku do kotów 🙂 – co tu dużo ukrywać, jestem kociarą i zaczepiam niemal każdego napotkanego kota… jakoś bardzo to się spodobało moim przyszłym hostem, którzy też są oczywiście kociarzami. Umówiliśmy się na spotkanie online, porozmawialiśmy, po czym dostałam pozytywną odpowiedź i zaproszenie! Musiałam jednak jeszcze zorientować się, czy na pewno będę w stanie dojechać na czas (i że nie pochłonie to mnóstwa pieniędzy). Zajęło mi to dzień czy dwa i już mogłam potwierdzić swój przyjazd.

Myślę, że miałam bardzo dużo szczęścia. Dotarłam w niezwykle piękne miejsce, niemal raj na ziemi. Zapewniono mi osobny domek, w którym mogłam mieszkać (stąd właśnie piszę ten tekst podczas trzeciego już tu pobytu).  Liczba podopiecznych się zmienia – od 3 do 5 kotów, niezwykle pięknych i przytulaśnych. Okolice to samo centrum Toskanii na południe od Sieny. Mój pierwszy housesitting trwał mniej niż miesiąc, ale wystarczył do tego, żeby w zaprosić mnie ponownie na za pół roku. Podczas pandemii byliśmy w kontakcie i teraz otrzymałam zaproszenie na 3 miesiące (wyszło prawie pięć).

bliski widok z okna
rzut oka na plan dalszy – Toskania o poranku

 A co dalej? Kiedy już byłam we Włoszech rozglądałam się za następnymi propozycjami, odpowiedziałam też na ogłoszenie opieki nad kotami w południowej Francji. Właścicielom zależało na tym, żeby ktoś dotarł w miarę pilnie. Pasował mi czas i miejsce ponieważ z północy Włoch na południe Francji jest w miarę niedaleko – pojechałam zatem trochę rowerem, trochę pociągami i dzięki temu przeżyłam następne 3 tygodnie w przepięknym miejscu we francuskiej Prowansji.

Eksploracja Prowansji

Tak też zdobyłam pierwsze dwie pozytywne recenzje/ referencje na portalu. To bardzo pomaga w znajdowaniu następnych ofert.

W drodze na housesitting we Włoszech odwiedziłam swoich przyjaciół  – choć przyjaciół to wtedy było za dużo powiedziane – parę, którą spotkałam kiedyś podczas mojej podróży rowerowej po Laosie. Rozmawialiśmy wtedy może z godzinę, ale pamiętałam, że mieszkają oni w danej miejscowości przez którą miałam przejeżdżać. Zaprosili mnie do siebie na nocleg, a po kilku tygodniach dostałam od nich zaproszenie housesittingu u nich w domu. Nigdy przed nikim nie otwierali drzwi i nie powierzali zwierząt, ale zaufali mi. Rok wcześniej jak wyjeżdżali zawieźli kota od swoich przyjaciól, ale niestety sobie gdzieś powędrował i nigdy się nie znalazł, tym razem nie chcieli ryzykować. Ponownie czas mi pasował, z Francji zatem wróciłam zatem ponownie do centralnych Włoch by spędzić miesiąc z dwoma psami i kotem moich przyjaciół.

Koty mnie obsiadły! 🙂 Warszawa

Moja przygoda z housesittingiem zagranicznym uległa siłą rzeczy zamrożeniu na czas pandemii – jak wiemy nie jest / nie był to czas sprzyjający podróżom. Trzykrotnie jednak zostawałam z dość pokaźną gromadą kotów w Warszawie u znajomych podczas ich wyjazdu na urlop. W międzyczasie też moi znajomi Ola i Paweł z bloga 8 stóp założyli grupę na Facebooku dotyczącą housesittingu i houseswappingu (wymiany mieszkań) w Polsce. Dzięki niej dostałam propozycję opieki i pomieszkania trochę w Gdańsku latem ubiegłego roku. Byłam też w kilku innych miejscach w Polsce – w Pszczynie, Namysłowie, Górze – najczęściej zresztą wracam w miejsca, w których byłam.

Ja i Lusia, podopieczna z Gdańska
łobuz z Francji – tu akurat jako aniołek

Teraz nie tylko podróżuję rowerem, ale pracuję trochę zdalnie i naprawdę nie ma znaczenia, z którego miejsca  się łączę. Chwileczkę – ma ogromne znaczenie! Lubię słońce 🙂

A co po zakończeniu housesittingu? Właściciel domu i housesitter powinni wystawić sobie opinie, czyli referencje. Grupa polska na Fejsbuku i do której link zamieszczam również go wprowadziła. Oczywiście, jeśli coś się nie do końca uda, z czegoś któraś ze stron jest niezadowolona, to należy to najpierw wyjaśnić między sobą, a dopiero potem podzielić się opinią.

Gdzie już mieszkałam w ramach housesittingu?

*Update grudzień 2023 – od czasu napisania tekstu byłam w kilkunastu miejscach – to moja trzecia zima we włoskiej Apulii (w okresie Bożego Narodzenia naprawdę łatwo znaleźć ofertę) – to pobyty od miesiąca do czterech. Toskania to moja stała miejscówka, byłam tam 5-krotnie, najdłuższy pobyt to prawie 5 miesięcy (tak wyszło). Latem wróciłam do Polski, gdzie miałam wiele możliwości dzięki zaproszeniom z grupy na FB. Kilkakrotnie Francja, w tym Nicea na Lazurowym Wybrzeżu, północne Włochy – Lago di Garda, Piemont. Szwajcaria – Genewa. W planach była Hiszpania, ale musiałam odwołać ze względów zdrowotnych – grafik ma tendencje do zmian.

Housesitting w Nicei na Lazurowym Wybrzeżu we Francji to okazja do zwiedzenia okolicy – tu słynące z perfum Grasse
moja podopieczna w Nicei
Heli z Apulii uwielbia tak właśnie się wygrzewać
Co ja mogłam robić w Apulii „po godzinach”…?

Aby poznać jak to jest od strony właściciela odważyłam się powierzyć swoje mieszkanie obcej osobie. Co prawda tylko na 3 dni i bez opieki nad niczym, ale po prostu chciałam spróbować i poznać to uczucie jak to jest kiedy komuś nieznanemu. Obie strony były zadowolone.

Jakie mogą pojawić się problemy?

Owszem, mogą pojawić się problemy, to tylko niektóre z nich:

– Istnieje realne ryzyko odwołania housesittingu, i dotyczy to każdej ze stron. Choroba, ostatnio COVID i związane z tym zmiany w planach wyjazdowych, inna zmiana planów. Mi się nic takiego nie zdarzyło, ale widzę na grupach dyskusyjnych – bywa, że czasem ktoś już uda się do innego kraju, a tu bęc. No i nic za bardzo z tym nie jesteśmy w stanie zrobić. Trzeba mieć plan B i trochę kasy na ewentualne wynajęcie sobie lokum.

– Może zdarzyć się, ze zwierzę zachoruje. Właściciel zazwyczaj jest dostępny telefonicznie i zostawia nam namiary na weterynarza, trzeba więc działać, po to tam jesteśmy.

– W domu może się coś popsuć. Trzeba dogadać z właścicielem, po czyjej stronie jest koszt naprawy. Ponownie – u mnie nie było grubszych spraw. Podczas mojego ostatniego housesittigu skończył się gaz i czułam, ze właścicielka uważa, ze za dużo go używam. Do tej pory nie wiem, czy to była usterka, czy nie.

 – zwierzęta potrafią być trudne/nieznośne lub/i tęsknic za swoimi właścicielami. Przejawia się to w różnych zachowaniach – na moim drugim housesittingu we Francji jeden z kotów tak bardzo tęsknił za właścicielem, że wył (bo trudno nazwać to miauczeniem) przez kilka godzin dziennie, zwłaszcza popołudniami, kiedy chciałam popracować. Poza tym robił kupy na łóżku właścicieli – musiałam trzymać pomieszczenie zamknięte, a i tak znalazł drogę do innego pokoju, w którym również narobił na środku łóżka. Poza tym był niezwykle słodki i inteligentny, ale czasem miałam dość.

– z perspektywy właściciela domu – może się zdarzyć, że housesitter odbiega od wyobrażeń, nie jest to osoba, jaką sobie wymarzyliśmy, bo na przykład ma inne podejście do utrzymywania porządku i przede wszystkim opieki nad zwierzęciem. Jednym słowem – zdarzają się rozczarowania. Dlatego warto wybierać kogoś z referencjami. Myślę też, że trzeba mieć jednak ten margines tolerancji na inność, nie oczekiwać, że każdy będzie robił wszystko w 100% jak my. Chociażby mój ostatni housesitting – właścicielka zakładała, że będę z psem spacerować utrzymując go na 1,5 metrowej smyczy, żeby szedł przy nodze. Przez 3 dni próbowałam i była to katorga dla nas obojga. Pies, co więcej pies myśliwski chce biegać! Odkąd zaczęłam stosować dłuższą smycz byliśmy oboje szczęśliwi. Ale już właścicielka psa chyba nie, bo zakładała chyba, ze będę go tresować

Spacer z Billym i prawdziwek w grudniu!

Na moim ostatnim housesittingu na południu Włoch opiekowałam się psem i dwoma kotami.  Problemem był pies – skądinąd niezwykły słodziak, wzię™y ze schroniska. Przeżył traumę,  prawdopodobnie był torturowany i miał lęk separacyjny. Pomińmy fakt, że pies przez pierwsze 3 dni na mnie non-stop szczekał bo nie wiedział co robię w jego domu, potem jednak zaczął mnie traktować jak swoją właścicielkę i opiekunkę. Lęk separacyjny przejawiał się tym, że pies absolutnie nie był w stanie i nie chciał zostać sam na 3 minuty sam, na przykład na podwórku bądź w drugim pokoju. Dostawał miskę na dworze i od razu stał przy drzwiach, by go wpuścić do środka. Walił w drzwi, trząsł się ze strachu. Za każdym razem, kiedy wychodziłam z domu myślałam o tym, jak on to zniesie. Niszczył rzeczy zostawione na podwórku. Zaczął też szukać wyjścia i jednego wieczoru niestety uciekł – na szczęście był tuż za płotem, ale jaki to stres! Już zaczęłam sobie wyobrazać, co ja powiem właścicielce. Okazało się, że wydłubał w siatce dziurę i przez nią wyszedł – na szczęście był tuż za siatką i przybiegł, kiedy go zawołałam. Muszę powiedzieć, że ten miesiąc był zarówno piękny, ale też dość stresujący.

Zakończę tym, że zaproszenie kogoś do swojego domu wymaga otwarcia i zaufania, ale warto spróbować. Po więcej informacji zapraszam do świetnego opracowania u Kasi i Viktora oraz na stronę Housesitting Polska

Jeśli uważasz, że ten tekst może zainteresować Twoich znajomych prześlij go dalej.

Napisałam go z myślą o innych. Może postawisz kawę?

Postaw mi kawę na buycoffee.to

A jeśli chcesz wiedzieć, co u mnie w housesittingu i życiu na rowerze piszczy (oby nie rower!) zapraszam na stronę FB i Instagram Ewcyna.

You may also like

4 comments

wea 1 luty 2022 - 23:14

piękne mruczki 🙂 pozdrawiam

Reply
Rowerem po włoskiej Apulii. Dolina Itrii – w krainie trullo – Ewcyna 13 marzec 2022 - 09:01

[…] ty wiesz o Apulii? pomyślałam jadąc w grudniu na południe Włoch „na housesitting” (o którym pisałam w poprzednim poście) na sam koniec włoskiego buta.. Bo choć z Włochami związana jestem od ponad 30 lat, do Apulii […]

Reply
ws 23 maj 2022 - 15:56

Od kiedy (trochę z przypadku) zamieszkał z nami kot, poza tymi wszystkimi pozytywnymi aspektami jego obecności pojawił się jeden problem – kto się nim zajmie podczas naszej nieobecności? Kot panicznie boi się samochodu i obcych miejsc, więc nie wchodzi w grę ani zabieranie go z nami, ani „wysłanie na wakacje” do rodziny. Twoje wpisy na FB i ten właśnie post zainteresowały mnie house/catsittingiem i właśnie dzięki Tobie postanowiłam założyć konto na TrustedHousesitters. Teraz już wiem, że to był strzał w dziesiątkę – nie spodziewałam się takiego zainteresowania naszym miejscem 🙂 To jest idealna strategia win-win: mam zadowolonego i zaopiekowanego kota, dzięki czemu bezstresowe wyjazdy, a z drugiej strony staram się każdorazowo przygotować dom tak, żeby i opiekun czuł się jak na wakacjach 🙂 Dziękuję za ten wpis! 🙂

Reply
Toskania rowerem - Val D'Orcia, najpiękniejsze pejzaże Włoch - Ewcyna 25 luty 2023 - 18:46

[…] Spędziłam tam wiele miesięcy, wracam tam cyklicznie w różnych porach roku (mieszkam w ramach housesittingu). Poznałam ten region naprawdę nieźle i zakochałam się w nim tak jak chyba wszyscy. Czas […]

Reply

Leave a Reply