Rowerowa mapa Polski zapełnia się nowymi trasami. Wiele regionów naszego kraju dostrzegło potencjał, jaki niesie ze sobą turystyka rowerowa i postawiło na jej rozwój. Jako zarażona cyklozą i turystyką w ogóle obserwuję ten trend z radością i testuję, co w rowerowej polskiej „trawie piszczy”.
Piszczy, trąbi.. ba – niemal grzmi dużo.
Najgłośniej ostatnio o trzech regionach (choć chętnie zapoznałabym się ze oficjalnymi badaniami): Polsce Wschodniej, dzięki szlakowi Green Velo, województwie Małopolskim – dzięki rozwijanej tam sieci tras VeloMałopolska – 8 dedykowanych rowerom tras z Velo Dunajec i Velo Wisła na czele (moje wpisy z objazdu trasy tutaj i tutaj) oraz województwie zachodniopomorskim. A wspólny mianownik tych projektów to wykorzystanie do budowy (choć w różnym zakresie) funduszy unijnych – brawo.
Pomorza Zachodniego nie znałam niemal w ogóle. Jak nietrudno sprawdzić na oficjalnej stronie istnieją tu 4 (choć część odcinku jest wciąż w budowie) długodystansowe trasy rowerowe o długości ponad 1000 km. Można nawet sprawdzić kilometr po kilometrze na jakim etapie jest budowa, pobrać ślad trasy i ulotki – mapki w pdf.
A, że nieznane przyciąga najbardziej – z ciekawością skierowałam tu swoje dwa kółka. Nowemu się przyjrzeć, wypróbować – no i ocenić.
Jarosławiec – Mielno – Kołobrzeg – Grzybowo smak trasy nadmorskiej Eurovelo 10/13 na początek
Sierpień. Upały. Człowiek marzy, by wskoczyć do wody.. Nad Bałtykiem pełnia wakacyjnego sezonu – a ja nieoczekiwanie znalazłam się w środkowej części polskiego wybrzeża. Co ja tutaj robię? Przecież nie lubię tłumów.
Aura się zgadzała (nareszcie przyszło lato!) i – o dziwo – wiatr też (wiał silny wschodni, zazwyczaj jest zachodni bądź północny) – nie mogłam przepuścić szansy, by nie pokręcić choć trochę trasą nadmorską czyli Velo Baltica (stara nazwa R10). To polski odcinek europejskich tras sieci Eurovelo biegnących wybrzeżem Morza Bałtyckiego – Eurovelo 10 (wokół morza Bałtyckiego)/ Eurovelo 13 (Szlak Żelaznej Kurtyny), który – zresztą zgodnie z dużym zainteresowaniem użytkowników – wybudowano (no prawie..) i dopieszczono najszybciej. To trasa, której walory logistyczno-krajobrazowe sprawiają, że bije szczyty popularności i śledząc fora o tematyce rowerowej mam wrażenie, że przejechał nią (bądź musi) każdy polski sakwiarz. Ja też pokonuję ponad 100 – kilometrowy odcinek z Jarosławca do Grzybowa koło Kołobrzegu.
Półtora dnia pedałowania zaspokoiło moją ciekawość – od granicy z województwem pomorskim (które jest nieco w tyle z przebudową trasy R10) prowadzi mnie dobrze oznakowana droga – najczęściej DDRy czyli drogi dedykowane rowerom.
W szczycie sezonu (co było do przewidzenia) trudno przedostać się przez zatłoczone nadmorskie miejscowości – niemal wszędzie człowiek na człowieku i rower na rowerze, wypełnione po brzegi miejsca noclegowe i kempingi. Podróż wybrzeżem w najbardziej zatłoczonym tygodniu polskich wakacji to nie jest dobry pomysł – nabrałam chęci, ale wrócę tu poza sezonem.
Pożegnanie z morzem robię zatem w Kołobrzegu. To tu, w tym pięknym mieście na wybrzeżu Bałtyku początek bierze biegnący na południe Stary Kolejowy Szlak – jedna z czterech głównych tras rowerowych, jakie budowane są na Pomorzu Zachodnim. Powstał, by połączyć środkowe wybrzeże z miejscowościami na południu województwa. Początek trasy znajduje się przy kołobrzeskim molo – jest wyraźne oznakowanie. Co za cudowny zbieg okoliczności…
Kołobrzeg
Miasto, które znajduje się w takim miejscu musi mieć ciekawą historię. Byłam tu wcześniej tylko raz, a to jedno z największych miast regionu i wizytówka zachodniopomorskiego wybrzeża. Przez kilkaset lat Kołobrzeg znajdował się poza granicami Polski i przechodził z rąk do rąk – Duńczycy, książęta pomorscy, Prusacy.. Pełnił i pełni wiele funkcji – to była twierdza, port, jest to też – największe w Polsce! – uzdrowisko (kąpiele solankowe). Mi Kołobrzeg od zawsze kojarzyć się będzie z Festiwalem Piosenki Żołnierskiej (ktoś to jeszcze pamięta?), zabytkową latarnią morską i molo.
Ten pierwszy już nie istnieje, a nadmorski deptak i wszelkie tamtejsze atrakcje są oblegane przez odwiedzających.
Podczas, gdy mój rower „się robi” w serwisie rowerowym (nieoczekiwana konieczność wymiany opony i świetne podejście do klienta i usługa w Bajkgaraż) idę na spacer na Stare Miasto. Panuje tu spory misz-masz stylów architektonicznych, ale nic dziwnego, bo podobnie jak Warszawa miasto było niemal całkowicie zrujnowane pod koniec drugiej wojny światowej.
Jedna z niewielu ocalałych budowli to neogotycki budynek Ratusza z czerwonej cegły w dość nietypowym kształcie podkowy z wieżyczką pośrodku, odnowiony, piękny. Niestety, jest tuż po 16 i Informacja Turystyczna, która się tam mieści i pierwsze miejsce, które najczęściej staram się odwiedzić po przyjeździe do jakiejś miejscowości jest już nieczynna. Krótkie godziny urzędowania takich miejsc potrzebnych odwiedzającym, zwłaszcza w sezonie są dla mnie niezrozumiałe.
Stary Kolejowy Szlak – nr 15
Trasa zaczyna się w Kołobrzegu, ale nocuję w Grzybowie, a stamtąd prowadzi przez Przećmino elegancki rowerowy łącznik (choć jest też ponad kilometrowy odcinek, który trzeba przejechać drogą bez wydzielonej ścieżki rowerowej) – trasa jest popularna, mijam sporo rowerzystów.
Poprzez pola, poprzez łąki, poprzez leśne ścieżki wcale nie wąskie, głównie nasypem byłej kolejki wąskotorowej – na tym odcinku w dorzeczu rzeki Parsęty – rowerzystów prowadzi Stary Kolejowy Szlak. Tędy, w ramach Kołobrzeskiej Kolei Wąskotorowej przez kilkadziesiąt lat kursowały pociągi do Gościna, Kołobrzegu, Gryfic i Rymania. Kilometry torów, powstałych jeszcze w XIX wieku, zlikwidowano, rozwój innych środków transportu sprawił, że straciły rację bytu. Zobacz przebieg trasy na Komoot.
I tak powstał pomysł na ścieżkę rowerową – z Kołobrzegu do Karlina jedzie się praktycznie cały czas po wydzielonej i oznakowanej drodze rowerowej wiodącej w dużej mierze dawnym torowiskiem kolejki wąskotorowej. Takie trasy dedykowane rowerom, oddzielone od ruchu samochodów – jednym słowem wygodne i bezpieczne wciąż nowością u nas.
W moim rodzinnym mieście na trasie Sochaczew – Piaski Królewskie w puszczy Kampinoskiej też jeździła niemal do połowy lat 80-tych kolejka wąskotorowa. Kolejkę zlikwidowano, ale torów nie zwinięto – z kolejki zrobiono atrakcję turystyczną – muzeum. Organizuje się tam w sezonie letnim, głównie w weekendy, przejażdżki tzw. pociągiem Retro (na Pomorzu Zachodnim też jest taka oferta – kolej Retro na trasie Gryfice – Rewal – Pogorzelica). A ja wolałabym chyba taką trasę. A najlepiej i jedno i drugie.
W okolicach Pobłocia Wielkiego i Karścina rżyska wysadzane wiatrakami. Najwyraźniej musi tu porządnie wiać. Jest to jedna z największych farm wiatrowych w Polsce – 46 wiatraków. Taki wiatrak to porządna konstrukcja – wysoki na prawie 140 metrów, w tym wysokość wieży 100 m, średnica śmigieł 77 m. doczytuję w Wikipedii.
Żniwa w pełni. Dźwięk pracujących do późnych godzin wieczornych traktorów, kurz i pył wydobywający się spod ich kół i zapach rżyska będą mi towarzyszyć mi do końca podróży.
To, co fajne na tutejszych szlakach to fakt, że przebiegają często przez las, są ocenione drzewami. „Spowalniaczy” jazdy typu grzyby nie ma, bo jest za sucho (zawsze mam tendencje do poszukiwań), ale przy drodze rosną maliny, jeżyny, jabłka – proszę się częstować.
W Karścinie znajduję ruiny pałacu, za to kilka kilometrów dalej w Lubiechowie pałac w stylu neoklasycystycznym z 1835 roku nabiera blasku – jest teraz w rękach prywatnych, świeżo odrestaurowywany. Gdy patrzę na zdjęcia ruiny, która byłą tutaj 10 lat temu, to aż się wierzyć nie chce.
Lubiechowo to też stacja na trasie byłej kolejki wąskotorowej – teraz naprzeciwko jest miejsce odpoczynkowe. Trzy duże wiaty, zadbane otoczenie – ładnie przystrzyżona trawa, tablica informująca o okolicznych atrakcjach.
Szlak rowerowy urywa się w Karlinie, kilkukilometrowy odcinek do Białogardu najlepiej objechać drogą przez las, bo łącząca te dwa miast droga wojewódzka jest bardzo ruchliwa – w przyszłości powstanie tu osobna droga dla rowerów, ale tymczasem trzeba sobie radzić inaczej. Sugerowany objazd przez las wzdłuż rzeki Parsęty okazuje się być całkiem fajną alternatywą, choć pod koniec mam nieco wątpliwości w którą stronę skręcić.. przydałoby się chociaż tymczasowe oznakowanie.
Karlino, Karlino.. Czy ktoś jeszcze pamięta z czego zasłynęło miasto Karlino? Pod koniec 1980 roku podczas odwiertów poszukiwawczych doszło tu do największej w Europie erupcji i zapłonu ropy naftowej, płomień utrzymywał się przez ponad miesiąc a nazwa miejscowości Karlino pojawiała się w wielu serwisach informacyjnych na świecie.
W Karlinie zjadłam obiad i pojechałam dalej – najbardziej żałuję, że przegapiłam zabytkowy szachulcowy spichlerz – jak będziecie w Karlinie koniecznie go zobaczcie, na zdjęciach wygląda bardzo ciekawie.
Białogard
Upał sprawił, że basen miejski w Białogardzie stał się pierwszym miejscem, z którym się w tej miejscowości zapoznałam – prysznic, woda, bąbelki w jacuzzi.. wspaniałe uczucie, no, żeby jeszcze tak można się umyć na zapas. Ładny, nowoczesny obiekt sportowy ma dopiero 3 lata, tłumów nie ma, w podróży staram się zlokalizować baseny i z nich korzystać.
Białogard pozytywnie mnie zaskoczył. W centrum spory rynek z odnowionymi kamienicami i zachowanymi fragmentami średniowiecznych budynków, odrestaurowany ratusz z charakterystyczną dębową wieżą z zegarem, fontanna i dominujący w tej przestrzeni gotycki kościół Narodzenia Najświętszej Marii Panny, który znajduje się na trasie pielgrzymkowej Świętego Jakuba. Właśnie odbywał się w nim ślub. Są też zachowane fragmenty murów obronnych miasta – szczególnie Brama Wysoka.
W Białogardzie zbiegają się linie kolejowe z Poznania, Kołobrzegu, Gdańska i Szczecina. Dobry dojazd, można sobie zaplanować ciekawą wycieczkę. No, ja bym w każdym razie tak robiła.
Przed wyjazdem z miasta jeszcze miłe spotkanie z rowerzystką, która akurat tego dnia zrobiła tu sobie wycieczkę z Kołobrzegu. Zjadamy przy kawie pudełko zimnego deseru tiramisu, któremu nie mogłam się oprzeć w Biedronce, godzinka na pogaduchach minęła szybko, zrobiła się prawie 16ta…
Białogard – Rąbino – Połczyn Zdrój
Wyjechałam po południu, gdy słońce osiąga najprzyjemniejszy w ciągu dnia pułap a okoliczne wzgórza nabierają ciepłego kolorytu. Tak, godziny popołudniowe są zdecydowanie najbardziej fotogeniczne.. Ten odcinek prowadzi niemal w całości drogami lokalnymi i jest dobrze oznakowany. Jest spokojnie, samochody mijają mnie z rzadka. Za Gruszewem przez kilka kilometrów trasa prowadzi przez las. W Rąbinie zbaczam kilkaset metrów i szukam pałacu.
– tam trzeba wejść w tą furtkę mówi zapytany sprzedawca w sklepie i dodaje:
– wie pani, tego budynku miało już nie być. Tutaj na mienie poniemieckie po wojnie łaskawym okiem się nie patrzyło. Ale ocalili, ośrodek kolonijny był, potem przez dłuższy czas szkoła, ale nową 3 lata temu wybudowali, tam na zjeździe, zobaczy pani – duża, ładna. Teraz tam jest teraz biblioteka, świetlica i kilka mieszkań..
Poszłam obejrzeć. Rejestr zabytków określa były pałac, jako „budynek eklektyczny z ośmioboczną wieżą”. Budynek naprawdę ciekawy, choć z daleka już widać, że jest ogołocony z pierwotnego charakteru. Przy wejściu wieżyczka, okrągły zieleniec przed frontem jest na pewno pozostałością po podjeździe pod wejście do pałacu. Ładnie tu musiało być kiedyś, a i teraz jakby znalazły się pieniądze, można by uczynić z niego cudeńko, chociażby jak ten, który widziałam w Lubiechowie. Dzielę się moją myślą z panem sprzedawcą, gdy wracam tam jeszcze nabrać wody.
– jasne, że by można, ale gmina musiałaby znaleźć mieszkania dla rodzin, które tam teraz mieszkają.
No fakt.
W okolicach Jezierzyc znów wiatraki, złociste pola, kurz spod kół kombajnów w świetle zachodzącego słońca. Lato odchodzi. Gdzieś tam na tych rżyskach się moszczę na noc a rano, jeszcze pachnącą nowością gładką wstążką ścieżki rowerowej, która biegnie wzdłuż drogi 152 i zaczyna się w okolicy Wardynia Górnego, wjeżdżam do Połczyna Zdroju.
Połczyn-Zdrój
„Wszelako zdrój leczniczy wybił w miesiącu maju 1688 r. z dość wysokiego wzgórza, nie opodal puszczy. Źródło to bije nierówno, czasami mocniej, czasami słabiej; przynosi ze sobą minerały, ale w zmiennych ilościach, obficiej wtedy gdy silniej wylewa, o czym wnosić można i z kolorytu, i z zapachu..” tak relacjonował wydarzenie, które stało się początkiem Połczyna jako Zdroju czyli uzdrowiska naoczny świadek – pastor Joachim Titel (cyt. za Wikipedia).
Tak gwoli ścisłości to Stary Kolejowy Szlak zakręca na przedmieściach Połczyna-Zdroju – jak jednak ominąć to jedno z czterech zachodniopomorskich uzdrowisk, a zarazem jedno z ciekawszych miejscowości na szlaku? Poza tym wiadomo – w mieście można coś zjeść, jak nie obiad to lody, a jakby ktoś zawitał wieczorem to jest gdzie przenocować (oprócz opcji hotelowych tanie schronisko PTSM). Szkoda jednak, że władze nie zadbały o wjazd do miasta – jakiś kilometr trzeba albo dzielić z dość ruchliwą drogą, albo toczyć się chodnikiem.
Odkrycie złóż borowiny a potem solanki uczyniło z Połczyna-Zdroju jedno z największych uzdrowisk w Polsce. Lecznictwo uzdrowiskowe kwitło przez dziesiątki lat do dziś. Jak tak sobie czytam listę zabiegów oferowanych w połczyńskich sanatoriach – a jest tych zabiegów ponad 50 – z wykorzystaniem borowiny, wodolecznictwo, masaże, kąpiele.. no słowo daję, zostałabym pokorzystać chociaż przez dzień-dwa…
Połowa sierpnia, żar leje się z nieba i trwa najbardziej wczasowy z polskich długich weekendów (choć tym razem jest on w zasadzie całkiem krótki). W parku zdrojowym sporo spacerowiczów, choć częściowo jest rozkopany, trwa rewitalizacja. W następnym sezonie na pewno będzie tu dużo ładniej.
W miejscu, gdzie ulica Grunwaldzka przechodzi w zamknięty dla ruchu kołowego deptak wyróżniają się dwa stojące naprzeciw siebie budynki zbudowane w podobnym stylu architektonicznym z czerwonej cegły – to gmach szkoły podstawowej i poczty. Oba powstały w drugiej połowie XIX wieku i oba nie zmieniły swojej funkcji do dziś! Spacerowiczów o tej porze jest niewielu, ale przed lodziarnią dość duża kolejka oczekujących spragnionych czegoś słodkiego i zimnego.
W informacji turystycznej, która na szczęście jest otwarta, kupuję mapę Szwajcarii Połczyńskiej i Drawskiego Parku Krajobrazowego. Kupno mapy regionu, województwa granicy z cudem. Poważnie, do końca pobytu cud się nie zdarzył – map nie było nawet w księgarniach i na stacji benzynowych. Co za pech, że nie zaopatrzyłam się w mapę w Warszawie – uczulam przyszłych przyjezdnych.
– Eh, tak nam brak tego połączenia! Pani z informacji turystycznej najpierw zachwala ścieżkę rowerową, a potem zwraca uwagę na negatywne konsekwencje likwidacji torów. Teraz jak ktoś chce dojechać do Połczyna-Zdroju to musi kombinować.. jakimiś busikami.. no odcięci od świata jesteśmy przez tą likwidację kolejki..
No to są właśnie takie lokalne dylematy. Kolejka wąskotorowa w dzisiejszych czasach nie ma racji bytu – jest za wolny środkiem transportu, w dobie komunikacji samochodowej także nieopłacalnym, ale wygoda, jaką oferuje kolej w ogóle, jest niezaprzeczalna. Jak się dowiedziałam o potrzebach mieszkańców Połczyna Zdroju jednak nie zapomniano – samorząd Województwa zaplanował w Koncepcji kolejowej CPK odchylenie linii 404 biegnącej przez Szczecinek do Kołobrzegu i Koszalina, tak aby objęła Połczyn-Zdrój. Trzymam kciuki za szybką realizację planu.
Trasa Połczyn Zdrój – Złocieniec
Chyba o nim usłyszałam najwcześniej. Odcinek pomiędzy Połczynem Zdrój a Złocieńcem zbierał na forach rowerowych laury od rowerowych entuzjastów. Ten odcinek liczy niecałe 40 km i to jedna z pierwszych tego typu inwestycji w Polsce – powstała już w latach 90tych.
Przy wjeździe na ten docinek trasy spotykam cyklistę, który przyglądał się zamieszczonej przy wjeździe na ścieżkę mapce. Jak się okazuje, jest z Gościna i jedzie do Starego Drawska.
– te mapki dopiero w tym roku zamieścili powiedział. Ciekawe, jeszcze tędy nie jechałem.
Ja za to jadę. To ponad 30 km nie zakłóconej niczym wstążki asfaltu prowadzącego obrzeżami Drawskiego Parku Krajobrazowego i przez obszar zwany Szwajcarią Połczyńską. Malownicze wzniesienia morenowe, lasy, przeplatające się kolory natury. Zapewne z uwagi na fakt, że to najstarszy fragment Starego Kolejowego Szlaku nad ścieżką drzewa często tworzą baldachim z gałęzi, i ma się wrażenie jechania zielonym tunelem. Na całym odcinku trasy znajduje się kilka miejsc odpoczynku – ławki, wiaty, niektóre inwestycje mają dopiero kilka miesięcy. W pobliżu Połczyna Zdroju i Złocieńca mijam sporo rowerzystów i rolkarzy.
Jezioro Siecino to pierwsze jezioro w pobliżu trasy rowerowej a położona nad nim wieś Cieszyno, gdzie znajduje się kilka plaż, kąpielisk i pól namiotowych wydaje się być świetnym miejscem na nocleg. Dla zwolenników komfortu pod dachem są kwatery prywatne, ośrodki wypoczynkowe, nowoczesne domki nad jeziorem w Parku Wodnym Cieszyno, hotel w byłym pałacu, i w końcu – zaadaptowany na usługi noclegowe budynek starej stacji kolejowej tuż przy ścieżce rowerowej zwany Rezydencja Stary Dworzec.
Kąpiel w czystej wodzie jeziora (I klasa czystości) jest doskonałym zakończeniem upalnego dnia. Jak się okazuje jednak, nad jeziorem, które jest strefą ciszy w sobotnią noc zaplanowano dyskotekę – uciekam zatem i rozstawiam namiot w pobliżu Starego Dworca kończąc dzień na miłych pogawędkach z mieszkającymi tam gośćmi i korzystając z ich uprzejmości podładowuję sobie sprzęt.
Na południe od wsi Cieszyno i jednocześnie kilka kilometrów na północ od Złocieńca trasa rowerowa przecina miejsce gdzie miała przechodzić „Berlinka” – autostrada mająca połączyć Berlin z Królewcem. Wciąż można zobaczyć betonowe kloce będące fundamentami pod wiadukt nad torowiskiem kolei, które się tu znajdowało. To bardzo ciekawa i nieznana mi wcześniej historia. Budowę autostrady rozpoczęto w latach 30-tych i zrealizowano na kilku fragmentach np. Berlin – Szczecin. W czasie II wojny światowej również prowadzono prace, przy których zatrudniano robotników przymusowych, m.in. jeńców wojennych – w okolicy utworzono specjalne obozy pracy, w których byli zakwaterowani. Do ukończenia budowy autostrady nigdy nie doszło – w 1943 r. wstrzymano budowę. Prace były zaawansowane, w wielu miejscach wykonano roboty ziemne poprzedzające kładzenie betonowej nawierzchni, można zobaczyć – choć zarośnięte lecz widoczne – zwały ziemi. Przebiegu Berlinki szukam też po wyjeździe ze Złocieńca w pobliżu trasy rowerowej „Szlak Jezior Zachodnich” za Złocieńcem, ale tam trudno dostrzec jej przebieg. Warto poświęcić jej więcej uwagi, to ważny fakt z historii Pomorza. W internecie znalazłam nawet relację rowerzystów, którzy jechali szlakiem budowy „Berlinki”.
Trochę kombinuję w głowie, żeby zrobić następnego dnia pętlę po centralnym obszarze Drawskiego Parku Krajobrazowego wokół jeziora Drawsko (trzecie co do głębokości w Polsce), jednakże jakoś następnego dnia rano rezygnuję z pomysłu. Tak sobie myślę, żeby następnym razem zrobić sobie bazę w okolicy chociaż na kilka nocy i poznać ją dokładniej – jest tu i pięknie i ciekawie, i nawet tajemniczo J. Kto może, niech wykorzysta okazję.
Złocieniec
Niedziela, z głośników kościoła na centralnym placu Złocieńca słychać dźwięki mszy – nie wejdę zatem do środka, ale widać, że to historyczny obiekt w stylu gotyckim. Odbijam się od drzwi miejskiej informacji turystycznej, kartka na drzwiach informuje, że w weekend 15-16 sierpnia jest zamknięta. Zaraz po mnie podjeżdża tam inny sakwiarz. Mamy pecha.
Po zamku w Złocieńcu nie ma już śladu, natomiast w miejscu przyzamkowego parku znajduje się obecnie tzw. Parku Żubra a w nim zabytkowa aleja grabowa – alejka, nad którą grabowe pnie i korony utworzyły zielony tunel – wygląda to bardzo pięknie. Park jednakże, choć widać, że był poddawany rewitalizacji, wygląda niestety na dość zaniedbany. Widać jednak, że w okolicy trwają prace budowlane, jest szansa, że coś się zmieni na lepsze.
Przy alei grabowej napotykam miłą rodzinę z trójką dzieci, której widok mojego roweru odciągnął uwagę od piękna grabowych drzew. Rozpoczyna się ciekawa rozmowa, pada stwierdzenie, że do takich sytuacji jak kobieca podróż w pojedynkę doprowadził kryzys męskości.. Pytania o solo podróżowanie i zdziwienie wywołane tym faktem spotyka mnie dość często też na polskich drogach, a ja bym chciała, by nie doczepiano do kobiecego podróżowania żadnej innej filozofii, zwyczajnie, niech każdy podróżuje tak, jak woli i lubi, jest infrastruktura, jest bezpiecznie, jest chęć – to wsiadać i jechać.
W Złocieńcu zmieniłam kierunek jazdy i szlak – z wiatrem na zachód Szlakiem Pojezierzy Zachodnich, ale o tym jest już następny wpis.
____________________________________________
W regionie Pomorza Zachodniego powstało i jest w realizacji około 1100 km tras rowerowych. 85% finansowania budowy dróg rowerowych zabezpieczają środki unijne w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego 2014-2020
3 comments
[…] Złocieńcu, którego romantyczna nazwa współgra teraz z kolorytem okolicznych wzgórz Stary Kolejowy Szlak, którym dojechałam tutaj z Kołobrzegu przecina się z inną, w założeniu najdłuższą trasą […]
[…] Złocieńcu, którego romantyczna nazwa współgra teraz z kolorytem okolicznych wzgórz Stary Kolejowy Szlak, którym dojechałam tutaj z Kołobrzegu przecina się z inną, w założeniu najdłuższą trasą […]
[…] seaside). I’ve explored them quite a bit – here are more detailed desriptions of the Old Railway trail in Western Pomerania, the Lakes route there and Vistula cycling path in Lesser Poland – east and west side of […]