„Iran? To nie jest dobry pomysł by kobieta podróżowała tam sama na rowerze .. Ja być może wróciłabym, ale jedynie w męskim towarzystwie ” powiedziała solo cyklistka z Belgii, która napotkałam gdzieś w Kazachstanie i opowiedziała mi swoją historię. Historie o tym, jak źle czuła się w tym kraju i o tym, jak ledwo uszła z życiem, gdy została napadnięta jadąc rowerem mniej uczęszczaną drogą. Była to pierwsza negatywna opinia jaką usłyszałam na temat kraju, którego mieszkańcy są jest wychwalani za swoją gościnność. Los chciał, ze przeczytałam jej wpis na temat podróży po Iranie i dowiedziałam się o szczegółach nich pól roku później, gdy odpowiedziała na mój post na temat kobiecego solo podróżowania w Iranie, który zamieściłam w jednej z grup rowerowych na fejsbuku.
Następna była rowerzystka z Południowej Afryki, napotkana gdzieś w Kirgistanie. „Iran? Uciekłam po 2 tygodniach. nigdy więcej tam nie pojadę. Połączyłam siły z inna napotkaną solo rowerzystką a i tak nie było dobrze. Myślisz może, że to niewłaściwy ubiór? Nie, nie, byłam zakryta od stóp do głów. Żaden włos nie wystawał spod chusty a na spodnie narzuciłam zakrywające biodra manteau. Uwaga i namolność mężczyzn była wręcz chorobliwa, po dwóch tygodniach miałyśmy dość – zdecydowałyśmy się wziąć autobus i wyjechać z Iranu” . Hmmm.
Ciekawił mnie Iran. Wciąż ciekawi. Poza tym był na mojej drodze Jedwabnym Szlakiem, nie chciałam uprzedzać się i rezygnować, ale zdecydowanie opinie te zasiały we mnie ziarno niepokoju.
Były wszak pozytywne opinie solo cyklistek. Pierwsza z nich, Heike, spędziła w Iranie podczas dwóch osobnych wizyt rowerem ponad 3,5 miesiąca i nie przestawała się zachwycać krajem i ludźmi, choć ją też spotkały niemiłe przejścia.. Były dwie Polki, Joanna i Dorota, które miały jednakowo pozytywne doświadczenia. I wiele innych.
Nadszedł czas na moje własne.
Wjechałam do Iranu od południowej strony, promem ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich w Bandar Abbas. Jeszcze tego samego dnia wzięłam prom na wyspę Qeshm. To piękna wyspa o wprost baśniowych pejzażach przypominających widoki z księżyca. Raj dla tych, którzy lubią samotne spotkania z naturą, a ja lubię i to bardzo.
Każda kobieta, także cudzoziemkę, która przebywa w Iranie obowiązują zasady dotyczące odpowiedniego ubioru – jeszcze na promie zakryłam włosy chustką, miałam na sobie spodnie z długą nogawką i bluzę z długim rękawem. Czasem, gdy chustka zsuwała mi się z głowy w czasie jazdy naciągałam jeszcze kaptur od bluzy. Powinnam mieć jeszcze tzw. manteau przykrywające pośladki do pól uda, ale bluza jest dość długa więc założyłam, że kupie sobie odpowiedni ciuch później.
Zaczęłam jechać zatem dookoła wyspy powoli delektując się ciszą i ciesząc z pozdrowień mijanych ludzi. Mijających mnie samochód o było całkiem dużo – okazało się, że trafił mi się długi weekend na początku lutego, zatem wyspę odwiedzały tłumy turystów. Dwukrotnie nocowałam w namiocie na plaży, raz w udostępnionej mi sali modlitw również w parku przy plaży. Ludzie byli pomocni i przyjaźni.
Południe wyspy to jednak bardzo odludne tereny, pomiędzy niektórymi wioskami jest 20 km odległości. Byłam jakieś 10km za Salakh, gdy nadjechał z naprzeciwka na motorku. Młody szczupły chłopak. Minął mnie, po czym zawrócił.. Starał się zagadać, ale ani ja nie mówię po persku (farsi), ani on po angielsku. Siłą rzeczy konwersacja nie była możliwa, zatem pojechałam dalej. Po jakiś 1-2 kilometrach napotkałam kierunkowskazy do jednaj z lokalnych atrakcji – należało skręcić z pustej drogi w jeszcze bardziej pustą, która kierowała do doliny słynącej z niezwykłych formacji skalnych. Po pięciu minutach chłopak znów się pojawił. Przestało mi się to podobać i zaczynał mi działać na nerwy. Zaczęłam krzyczeć, by odjechał, ale on tylko stał, po jakimś czasie, gdy już wyrzuciłam z siebie nieco bluzgów z wielkim oporem odjechał. Zawróciłam rezygnując z wjeżdżania dalej w dolinę. Była 14.30-15.00 i byłam głodna, od rana nic nie jadłam, po drodze nie było zadnych knajp, Jakieś 500 metrów od połączenia z główną (jednakowoż wciąż pusta i mało uczęszczaną drogą) zobaczyłam nieduży kawałek muru, jakiś nie dokończony budynek – jedyny taki obiekt zasłaniający od potężnego wiatru, jaki udało mi się dostrzec.. postanowiłam wykorzystać tą osłonę, aby zatr4zymac się i coś zjeść. Gdy kończyłam już pojawił się znowu. Byłam wściekła. Nie miałam ochoty zakładać chusty na głowę i przywdziewać długiego rękawa – korzystając z samotności zdjęłam te niewygodne, obowiązujące jednak kobiet w Iranie ubrania, pozostając jednak w długich luźnych spodniach i T-shircie. Zatrzymał motorek kilka metrów ode mnie i jakby nigdy nic chciał się przysiąść. Wrzeszczałam, żeby sobie poszedł, co zdawało się nie robić na nim większego wrażenia. Po jakimś czasie jednak, wstał i usiadł na motorku, nie odjeżdżał jednak. Wtedy zrobiłam mu zdjęcie. Pomogło, pojechał. Spakowałam rower i gotowa do odjazdu zobaczyłam go znowu. Tego było za wiele. To był chyba już 5 raz i najchętniej bym go zabiła. Był koszmarnie namolny, wciąż jednak nie wrażenia kogoś niebezpiecznego, trudno mi wytłumaczyć dlaczego nie wyjęłam w tym czasie sprayu pieprzowego, który podarował mi host w Dubaju. Po bezpiecznym przejechaniu około 40 krajów i ponad 4 latach w drodze intuicja nie podpowiadała niczego złego. Tak, to był błąd.
Rower był już spakowany, trzymałam kierownicę, gdy chłopak poprosił mnie o wspólne selfie. „Nie!” odpowiedziałam, gdyż miałam go serdecznie dość. Miałam wrażenie, że to go najbardziej ubodło. Poczułam ręce łapiące mnie od tyłu, szarpanina, upadek, kotłowanie na ziemi. Gdy udało mu się ściągnąć mi spodnie i bieliznę i włożyć tam rękę, zrozumiałam z przerażeniem, że nie dam mu rady. Choć szczupły i niewysoki to jednak mężczyzna, któremu natura dała więcej siły. Wtedy on.. odpuścił. Zerwał się ze mnie, wskoczył na motorek i odjechał. Wyglądało to jakby nagle coś sobie uświadomił. Będąc w zupełnym szoku wzięłam rower i szybko wyjechałam do drogi głównej. Myśli przebiegajce przez głowę co robić? Do najbliższej wioski było 10 km, mniej więcej tyle samo do nieco większej miejscowości Salakh, którą minęłam wcześniej. Widziałam tam posterunek policji i tam się skierowałam. Miałam wszak jego zdjęcie.
Na posterunku nikt nie znał angielskiego, ale zawieziono mnie do pensjonatu, którego współwłaściciel znał język. Okazało się, ze jego matka – przecudna kobieta Zinat, jest znaną na wyspie i w Iranie aktywistką walczącą o prawa kobiet. Byłam w dobrych rękach.
Zawiadomiłam także polską ambasadą. „To poważna sprawa Pani Ewo. W Iranie za gwałt sprawcy grozi kara śmierci. Niestety, policja irańska nam w żaden sposób nie podlega, będziemy interweniować, ale to od nich zależy jak postąpią” usłyszałam.
Następne cztery dni spędziłam u Zinat starając się dojść do siebie. Drugiego dnia po południu usłyszałam – złapali go! Jedziemy na posterunek.
Nie poznałam go od razu. Zmienił fyzurę – na pewno obciął włosy i wyglądał inaczej. Ale to był jego motor i to był on. „To ja” przyznał się w zasadzie od razu.
Następne godziny to spisywanie protokołu na posterunku. Spisywanie protokołu bez mojej znajomości języka lokalnego.. dokumentu, który kazano mi podpisać, a którego nie chciałam podpisać bez zaznajomienia z nim najpierw mojej ambasady. Protokołu nigdy nie podpisałam nie znając dokładnie jego treści, z obawy o własne dobro i obawę o sprowokowanie sprawcy. Stwierdzono jednak, ze to nie szkodzi, i tak mają podstawy by rozpocząć postepowanie karne. Powiedziano mi, że sprawcę czeka rozprawa sądowa w największej miejscowości na wyspie – mieście Qeshm.
W międzyczasie na posterunek wpuszczono rodzinę sprawcy. Matka, dwie żony (!) i dziecko. Kobiety w tradycyjnym ubiorze, kwiecistych czadorach i z maskami na twarzach – maski takie noszą na twarzach, podobnie jak w Omanie i Zjednoczonych Emiratach arabskich kobiety po zamążpójściu. Trwał jeden wielki zbiorowy lament. Błaganie mnie o wybaczenie. Obcałowywanie dziecka na pokaz. Nieustające prośby, których ani nie rozumiałam, ani w sumie nie chciałam słuchać.
Następnego dnia pojechaliśmy do sądu w mieście Qeshm. Przy wejściu ubrano mnie tam w czarny czador, bym mogła wejść do środka. Sędzia sprawiał dobre wrażenie osoby, która jest po mojej stronie. Raz jeszcze zadał te same pytania – gdzie jak.. po kolei.. Cały czas był ze mną właściciel pensjonatu, który służył za tłumacza, gdyż sąd nie miał możliwości, przynajmniej w szybkim czasie, przydzielenia mi takowego. Po złożeniu przeze mnie zeznań powiedziano mi, że jestem wolna. Na pytanie o możliwy wyrok dla sprawcy (musze powiedzieć, że chciałam dla niego kary, ale byłam przerażona wizją kary śmierci) powiedziano mi, że w tej kwestii mogą jedynie poinformować ambasadę Polski w Teheranie po wystosowaniu przez nich oficjalnego pisma.
Oficjalnie nigdy się niczego jednak nie dowiedziałam. Przejeżdżający przez Queshm turyści, których spotkałam później powiedzieli, ze lokalny strażnik jednej z atrakcji turystycznych opowiedział im o sprawie mówiąc, że sprawca dostał pol roku więzienia i karę chłosty – 70 batów.
Po zakończeniu sprawy i pobycie u Zinat czułam się lepiej i postanowiłam dać Iranowi i sobie drugą szansę – jechać dalej stosując wzmożone środki ostrożności.
Uwierzcie mi, że jestem ostrożna. Choć często nocuję na dziko, nigdy nie rozkładam namiotu przed zmrokiem, uważnie wybieram miejsce i nigdy nie palę światła, żeby nie było mnie widać. Tu jednak musiałam wzmożyć czujność także w dzień. Chyba jednak nie do końca mi się udało.
Wciąż jeszcze trudno mi było przewidzieć, co może mnie spotkać. Następnego dnia para podrostków na motocyklu zbliżyła się do mnie jadąc i jeden z nich próbował złapać za pupę. Tak, o tym tez słyszałam. Widział to kierowca samochodu, który jechał za mną i zatrzymał się oferując pomoc. Miał niefart, bo zamiast na gówniarzy, którzy uciekli wykrzyczałam całą złość na Iran na niego.. od tej pory jednak dużo uważniej patrzyłam we wsteczne lusterko, żeby na czas ewentualnie zareagować, gdyby coś takiego miało się powtórzyć. Nie można tego nazwać beztroską podróżą.
Dwa dni później postanowiłam skorzystać z toalety na dużej stacji benzynowej. Toaleta damska, jak to w Iranie była gdzieś na szarym końcu dużego terminala. Miałam kłopoty z żołądkiem, wchodziłam zatem do tej toalety kilka razy. Gdy udałam się tam po raz ostatni, wychodząc zobaczyłam stojącego w drzwiach (toalety damskiej!) mężczyznę. Zatarasował wyjście, starając się wepchnąć mnie obiema rękoma do środka. Nie zapomnę tych złych, utkwionych we mnie oczu. Mogłam jedynie krzyczeć. wrzeszczeć na całe gardło jak chyba nigdy dotąd. Uciekł skacząc przez płot a ja roztrzęsiona, płacząc skierowałam się do posterunku policji drogowej. Nie miałam nic, żadnego dowodu.. chciałam tylko gdzieś bezpiecznie się schronić. Nikt nie mówił po angielsku, co mogłam przetłumaczyłam na translatorze i mogłam przenocować w domu mieszkającej blisko rodziny. Rano wsiadłam na rower zastawiając się co robić bo ostatnią rzeczą, na którą miałam ochotę to podróż rowerem.
To już nie była podróż lekka łatwa i przyjemna, to była podróż w stałym napięciu. Byłam gdzieś pośrodku niczego. Z paranoidalną już czujnością obserwowałam sytuację na drodze i poza nią, mając gotowy telefon do zrobienia zdjęć.. po kilku przypadkach czekających przy drodze przyglądających mi się i zawracających na mój widok by przejechać ponownie obok mężczyznach, choć nie znałam ich intencji – być mozme były dobre, spanikowałam. Nie chciałam jechać dalej, ale bałam się łapać stopa. Przede mną był ponad 100 kilometrowy odcinek przez półpustynię z bodajże jedną wioską po drodze. W oddalonej o 120 km miejscowości mogłam zatrzymać się u hostów z warmshowers.
Zadzwoniłam do hostów, by pomogli mi załatwić transport do ich domu, na co oni po prostu.. wsiedli w samochód i po mnie przyjechali. Ponad 100 km w jedną stronę! Przez następne kilka dni doświadczałam ich niezwykłej gościnności, nie mogąc jednak zdobyć się na jazdę rowerem, ani tez z uwagi na pogodę na Kaukazie (był luty, więc wciąż zima) zbyt szybko wyjeżdżać z Iranu. Postanowiłam kontynuować podróż w większości autobusem. Po wyspie Keszm i Lar pojechałam do Shiraz, Yazd, Potem zaczęłam próbować trochę jechać znowu rowerem do Esfahan, Qom, Talesh, Garmsar. W miastach tych spędziłam po kilka dni, czując się całkowicie bezpiecznie, mieszkając w hostelach bądź doświadczając tam słynnej Irańskiej gościnności. Im bardziej na północ tym było lepiej.
W Iranie ostatecznie spędziłam.. 2 miesiące. W Qom, niezwykle konserwatywnym mieście spotkałam miejscowych cyklistów, którzy nie tylko zaopiekowali się mną oferując miejsce w hotelu, ale zabrali mnie na wspólną wycieczkę na północ Iranu – góry i wybrzeże morza Kaspijskiego. Pólnoc Iranu by la inna –normalna, przyjazna. Czuło się coś innego w powietrzu.
Siłą rzeczy zastanawiało mnie dlaczego tak się dzieje. Czy istnieją jakieś zależności, które sprawiają, ze jednym kobietom udaje się przejechać ten kraj zachowując jedynie dobre wspomnienia, a inne nie mogą o nim słyszeć? Czy popełniłam jakiś błąd?
Zaczęłam badać bliżej temat kobiecej solo jazdy na rowerze przez Iran. Oto blogi opisujące historie innych dziewczyn. Pozwalam sobie przywołać ich fragmenty – niestety są po angielsku:
- Cindy z Holandii dość skrupulatnie opisuje dlaczego istnieją (bo istnieją) różnice w solo podróżowaniu po Iranie w przypadku mężczyzn i kobiet:
..”I had several assaults, besides more than a few invitations for sex. Men would come to a halt on the highway, block my way and either ask for sex or make movements to make clear they wanted sex. Truck drivers would stop after they passed me, hide behind their truck and showed me where their penis was hiding. One man lay naked on his bed in a simple traveler’s rest-house and held his hard-on in full view each time I walked by. Motor drivers would ride beside me, asking for sex, or I would be groped while they passed me. This happened almost each day until I start carrying a broken belt drive, as a whip…’
..” I never camped though, because I certainly did not feel at ease to camp. Often I was followed by men by the time dusk arrived…”
- Trien z Holandii (którą spotkałam w Kazachstanie) – jej doświadczenie było wybitnie trudne. W opisie znajduję te same sytuacje i emocje, które przeżywałam.
..”I smiled less through the daily, countless cars along the way that awaited me or followed. To ask me where I come from and where I am cycling to. Even though it was well intended.
I didn’t smile at pursuits of guys on motorcycles, riding next to you, starting to grope, turning around and repeating the same action, up to three times.
I didn’t smile at questions of being together on the photo and the sudden feel of a stranger’s hand on your breast.
I didn’t smile at all when I was followed by a tough guy on a motorcycle. Who pulled me off my bike, tried to throw me in a sandpit next to the road and tried to rape and murder me. I was super grateful that I could escape. That, when I was dragged by my ankles through the sand, I could loosen a foot and kick that guy in his balls, chest and chin and run away.
No. I cried, I was empty, exhausted and felt enormously misunderstood. Because, ‘Well, in each country you do have bad people anyway’ it sounded. ‘Uh yes, but three incidents in four cycling days… Sorry, that, I never saw before.’ And ‘Iran has good people. What you say isn’t possible, you are lying, how dare you!’ and ‘Hey, rejoice, you are still alive nevertheless, look at the positive side!’.
- Anita z Hiszpanii miała wiele pozytywnych doświadczeń, jednkaże przyznaje, ze:
https://bkpk.me/beginners-guide-to-cycling-in-iran-and-avoiding-the-mistakes-i-made/
..”I did, however, experience some unwanted attention too, although it was much rarer, and I never really felt scared. Mostly annoyed, sometimes properly angry. The most common (and to be honest, baffling) annoyance was being overtaken by boys on motorcycles who would yell at the top of their lungs, right in my ears. I never understood the reason why, but young men do tend to be the silliest of all demographics, and that is a truth universally acknowledged. Maybe it was their way to show support? On very rare occasions (maybe 2 or 3 times) one of the boys would try to engage in conversation with me by yelling “HOW ARE YOU I’M FINE THANK YOU I LOVE YOU!” and try to grab my arm. Sometimes a stern word would be enough to make them go on their way, but one time they kept chatting (“HOW ARE YOU I’M FINE THANK YOU I LOVE YOU!”) until a man on a motorbike stopped them and shooed them away, apologizing and calling them “diwane” (crazy). And there was that one time when a guy stopped his pick up truck and offered to pay me for sex. With his very young daughter next to him. I got very angry, so he shrugged and left. I can go a bit mental when I get angry, so in a way, I admired his poise and calmness…”
- Jin, solo rowerzystka z Korei pisze:
Iran Travel Guide (Safety, Places to visit, Clothes for a girl, and other useful information)
..”Arriving Iran, I was glad to come back but I was worried. When I cycled in Iran for two months, I got sexually harassed two times although I had the cycling partner at that time. It was for sure that if I cycled alone, I must get sexually harassed. I heard from solo women cyclists that all of them must get sexually harassed in Iran, not only one time, but several times. Sexual harassing is happening all around the world. But it is not common that solo women cyclists must have this experience 100% sure. I never recommend any solo girl cycling alone in Iran. Some European girl on a bicycle told me she got grabbed between legs even by the immigration doctor on the border. Too much risky to cycle alone and I already cycled from north to south for two months last time that I decided to take the train from south to north back at this time.
- Wreszcie Rocio z Hiszpanii, którą spotkałam w Uzbekistanie i jej doświadczenia z zeszłego miesiąca, czerwiec 2018, opisana jedynie w prywatnej korespondencji
..” Było ich trzech. Jeden zaatakował, drugi mu pomagał, trzeci się patrzył. Gdy zobaczyłam, że jakieś typy stoją przy drodze włączyłam moją kamerę w GoPro. Zawsze tak robiłam, gdy czułam niepokój. W tym przypadku słuszny. Rower porzuciłam przy drodze by uciec”.
Podobnie jak w moim przypadku sprawcy w pewnym sensie.. nie skończyli. Jej sprawa sądowa trwała dłużej niż moja. Zapadły wyroki, od których sprawcy się odwołali. Najważniejsze, ze ich złapano.
A oto kilka głosów w dyskusji na fejsbuku:
Nie zapomnijmy jednak o pozytywnych doświadczeniach:
Joanna z http://www.za7zakretami.pl/ w drodze do Azji odwiedziła Iran dwukrotnie, kocha ten kraj i przyznaje, że nie spotkało ją nic niepokojącego. Dorota z http://alepieknyswiat.pl/ spędziła w Iranie bodajże 3 tygodnie i wróciła zachwycona. „A cóż złego może się stać w Iranie?” spytała mnie ostatnio. Heike z www.pushbikegirl.com spędziła w tym kraju ponad 3 miesiące i ma wiele wspaniałych wspomnień, choć i ją nie ominęly nagabywania i zaczepki..
Post ten powstał, by uczulić solo podróżujące rowerem dziewczyny i kobiety, że podróżując rowerem po Iranie to najczęściej doświadczenia inne, niż podróż w parze, grupie czy tez podróż mężczyzny solo. Może być super, a może być nieciekawie.
Miejsca, w których wzrasta prawdopodobieństwo negatywnych doświadczeń to głownie mało uczęszczane drogi, prowincje górskie Iranu np. Lorestan oraz południe kraju. Teren na północ od linii Tabriz – Teheran – Maszhad wydaje się być najbezpieczniej.
Chce tez podkreślić, że nie jest moim celem wypisywanie złych rzeczy na temat Iranu. To fascynujący kraj pełen wspaniałych ludzi, którzy gościom chętnie nieba by przychylili i których wielu pozostanie na zawsze w moim sercu. Solo podróży rowerem po tym kraju w wykonaniu damskim mowie zdecydowane nie, a nie jeżdżacym rowerem, ale jadącym solo do Iranu paniom zalecam dużą ostrożność (jeszcze jeden w wpis w temacie).