Pokusiłam się na zebranie w jedynym miejscu kilku praktycznych wskazówek dla chętnych do odwiedzenia Azji Południowo-Wschodniej rowerem. Proszę pamiętać, że przedstawiam subiektywny punkt widzenia no i dokładam garść doświadczeń.
Biorę „na tapetę” kraje Tajlandia, Laos, Wietnam, Kambodża. Birmę potraktowałam w osobnym wpisie. Dla przypomnienia mapa mojego „zapętlenia” tego rejonu – bardzo ogólna.
Po raz pierwszy jadę do Azji Południowo-Wschodniej – który kraj wybrać mając 2-4 tygodnie czasu?
Polecałabym Tajlandię. Jest to dla mnie idealna mieszanka azjatyckiej egzotyki z nazwijmy to.. normalnością. Drogi są dobre, przy drogach całkiem często stacje benzynowe, przy nich toalety i sklepy – można kupić coś zimnego do picia albo się umyć, nie mówiąc już o tym ze może być miejsce na rozbicie namiotu. Guesthousy zwane tu często resortami znajdziemy prawie wszędzie no i są czyste, najczęściej z klimatyzacją, moskitierą w oknie, telewizją (jakby ktoś potrzebował) a to wszystko w cenie 5-12 USD za pokój dwuosobowy. Jedzenie w straganach ulicznych w tej części Azji jest legendarnie tanie a za moje ulubione danie obiadowe czyli lepki ryz (sticky rice), kawalek kurczaka z rożna i sałatka z zielonej papai na ostro czyli som tam płaciłam ok 2-2,5 dolara. Za smażony ryż dodatkami zapłacimy około dolara.
Jest bezpiecznie! Ale pamiętajmy, że duże miasta np. Bangkok oraz miejsca bardzo turystyczne traktujemy inaczej – tam generalnie zawsze trzeba bardziej uważać.
Najgorszym minusem jazdy w Tajlandii są bezpańskie psy. Jest ich bardzo dużo i są agresywne, gdy zacznie gonić polecam zatrzymać się i wykonać ruch, jakby się podnosiło kamień z ziemi (albo go podnieść). Pomaga. W innych krajach regionu nie miałam problemu z psami.
Kiedy jechać?
Najlepiej w porze suchej, między listopadem a lutym, gdy temperatura to ok. 25- 30 stopni (choć jak to piszę w Azji trwają niespotykane chłody i temperatura spadła nawet do 10-15 stopni) i prawie nie padają deszcze. Od marca upały, odczuwalne zwłaszcza w głębi lądu, są trudne do zniesienia, w kwietniu i maju mnie dobijały – można sobie skutecznie popsuć urlop. Pora deszczowa zaczyna się od czerwca a wrzesień do miesiąc z największą ilością opadów. A opady w tamtym rejonie to ściana deszczu, choć jak to z pogodą – bywa rożnie. Znam osoby podróżujące chociażby we wrześniu, który statystycznie ma największą ilosc opadów – podobno były ulewy, ale krótkie. Opady jednak mogą uniemożliwić dotarcie do niektórych rejonów, gdzie nie ma asfaltowych dróg np. wschodniej Kambodży.
Poważnym problemem w północnej Tajlandii i Laosie jest wypalanie lasów, które odbywa się od lutego do kwietnia. Nie bierzcie ze mnie przykładu i darujcie sobie podróż tam własnie w tym czasie, gdyż niebo zasnuwa dym, tzw. haze, mogą być problemy z oddychaniem a widoczność jest prawie żadna – już z rana niebo wygląda jakby zachodziło słońce. Błękitnego nieba brak – jak na przykład w Luang Prabang.
Co zabrać?
Nie, nie znajdziecie tu pełnej listy rzeczy do zabrania, każdy na pewno ma swój zestaw, ale takie, o których nie powinno się zapomnieć:
Będzie gorąco! Proponuję zabrać:
– kilka koszulek – ilość wedle uznania, prać można wszędzie – jeśli nie na miejscu noclegu to np. na stacjach benzynowych i zakładać na siebie – zrobi się nam na chwilę chłodniej a koszulka i tak zaraz wyschnie. Ja nie daję rady jeździć w hiperwilgotnym azjatyckim klimacie i w ogóle nie lubię odzieży typowo rowerowej, parzy mnie.. Polecam mimo wszystko bawełnę lub len, ale najcieńsze z możliwych i najlepiej z średnim bądź długim rękawem.. zakrywajcie ramiona bo się spieką i może być kłopot. Lepiej położyć się na plaży na dwie godziny jak marzycie o wspaniałej opaleniźnie. Poza tym warto dostosować się do miejscowych zwyczajów – kobiety się raczej zakrywają a panowie nie paradują z gołym torsem.
– Bluzę i spodnie z długą nogawką – górach jest dużo zimniej np. kilkanaście stopni (w północnym Wietnamie nawet mniej), konieczne też na podróże samolotem czy pociągiem w superklimatyzowanych pomieszczeniach
– klapki czyli FLIP-FLOPY – zabrać albo kupić na miejscu. Do chodzenia w ogóle czy tez chodzenia pod prysznic – obowiązkowo
– ochrona głowy – kask, czapka a najlepiej kapelusz z rondem. Jak nie możecie dostać w Polsce to kupicie na miejscu
– buty czyli SANDAŁY. Dla mnie musiały być to typowe otwarte sandały i pamiętamy o jak najtwardszej podeszwie – niestety w ulubionych Keen’ach z zakrytym czubkiem było mi tez za gorąco. I tu odwrotnie do flip – flopów – ciężko jest kupić dobre sandały oprócz może kilku większych miast w Tajlandii. A w zakrytych butach bym umarła z gorąca.
– balsam z dużym filtrem np. 30 lub 50 .. panowie to też do Was !!! – ja smarowałam się tylko 50-ką. To polecam kupić w Polsce, bo balsamy mogłam dostać bez problemu jedynie w Tajlandii – w Laosie, Wietnamie i Kambodży był z tym duży problem.
– ochronę przeciwdeszczowa – zamiast kurtki przeciwdeszczowej radzę nabyć płaszczyk foliowy za dolara w każdym przydrożnym sklepiku – będzie skuteczniejszy i lżejszy
– inne typu kostium kąpielowy, ręcznik i jeśli chcecie sobie rano zagotować wody na herbatę lub kawę polecam kubek i małą grzałkę.
Czy brać namiot i sprzęt kempingowy?
To zależy jaką masz wizję podróży, co lubisz, gdzie i na ile jedziesz. Nie wiem czy bym brała sprzęt jadąc na 2-3 tygodniowy wyjazd np. do Tajlandii, generalnie chyba 80 procent podróżujących rowerem w tamtym rejonie jedzie na lekko i nocuje w pensjonatach/guesthousach/hostelach. Ale z drugiej strony – jak lubisz spać na łonie natury to na przykład parki narodowe w Tajlandii (których jest ponad 100) – czy to w górach czy to nad morzem – to świetne po temu miejsce. Mają zawsze wyznaczone miejsca na rozbicie namiotu, a często jest możliwość wypożyczenia namiotu na miejscu.
Z biwakowaniem na dziko bywa różnie – nie spodziewajmy się w tej części Azji natury europejskiej czyli łąk (są pola ryżowe) a las to dżungla – nie wejdzie się. Można spytać ludzi o możliwość rozbicia namiotu przy domu, nie powinno być problemu czy znaleźć inny zaciszny kącik, ryżowe rżysko etc. Dla chcącego nic trudnego, ale czasem trzeba się nakombinować.
Jeśli chodzi o mnie najłatwiej mi było tego typu noclegiem w Tajlandii (choć często przeganiały mnie psy, ale pomagała chociażby policja) i Laosie, gdzie nałogowo nocowałam w szkołach lub obok nich. Rankiem natomiast znajdą Cię… 🙂
Czy się szczepić?
To również indywidualna decyzja. Ja w kwestiach zdrowotnych ‘nie fikam’ – przed wyjazdem w świat odwiedziłam lekarza chorób tropikalnych i zaszczepiłam się na to, na co kazał. A że nie bylam w stanie określić gdzie się znajdę to kazał sporo. Szczepienia to duży koszt a proces należy zacząć jakieś 6 tygodni przed wyjazdem, w dniu szczepienia polecam nic nie planować na wieczór – ja czułam się fatalnie, ale rano było ok. Na pewno warto rozważyć szczepienie przeciw wściekliźnie – chodzi tu głównie o psy no i małpy – spotyka się i jedno i drugie, zwierzęta bywają agresywne.
Co z ochroną przeciwmalaryczną?
Tak jak w innych kwestiach polecam kierowanie się zdrowym rozsądkiem. W Azji Południowo-Wschodniej malaria występuje, ale jedynie w niektórych rejonach (raczej górskich i nieturystycznych) no i każda podróż jest inna. Najlepiej wyguglujcie mapę zagrożeń malarycznych na świecie i porównajcie ze swoją trasą – zagrożeniem są głownie tereny górskie np. w Birmie. Bardzo polecam informacje na ten temat u Tomka Michniewicza.
A jak to było u mnie? Nie zdarzyło mi się, żebym słyszała o przypadku zachorowania na malarię podczas mojego pobytu w Azji – to znaczy nie spotkałam nikogo, kto by zachorował bądź spotkał kogoś, kto zachorował – ale może to przypadek. Jest też teoria, która mówi, ze lokalna ludność przestrzeże Cię, gdyby zdarzały się przypadki zachorowań w danym rejonie i tego się trzymałam. Trochę zaczęłam się niepokoić i badać temat, gdy jechałam przez prowincję Junnan w Chinach i przeczytałam w przewodniku, że było to bardzo malaryczne miejsce a ja miałam jakieś czerwone bąble na nogach (wyobraźnia pracuje). Po przyjeździe do Polski zrobiłam test malaryczny i wiem na pewno, ze jestem zdrowa.
Zdecydowanie odpuściłabym sobie zakup leków np. Malarone jadąc tylko na tajskie wybrzeże. Uważam, ze to medyczny marketing. Bardzo bije po kieszeni.
Czy brać moskitierę – ja nie miałam i nie uważam, żeby mi była potrzebna. W pensjonatach i hostelach są siatki w oknach, a namiot (część wewnętrzna) ma swoja siatkę.
Odradzam kupowanie specyfików przeciw komarom w Polsce – dużo tańsze i podobnie skuteczne kupi się na miejscu za równowartość kilkunastu złotych.
Ja generalnie przypominałam sobie o posmarowaniu czymś, gdy już byłam pogryziona. Ale nie zdarzyły mi się jakieś spektakularne dolegliwości z tego powodu (fakt-jeździłam głównie w porze suchej czyli listopad – maj).
Realne jest natomiast zachorowanie na dengę.
Mapy papierowe, nawigacja
Mapy polecam kupić w Polsce – w Azji Południowo-Wschodniej znajdziecie (no, może oprócz Tajlandii, gdzie są dostępne w przydrożnych sklepach na stacjach benzynowych) je jedynie w większych miastach np. Laos- Vientiane, Luang Prabang i były bardzo drogie (ok 50 PLN/ sztuka). Tak czy inaczej, dają one jedynie poglądowy obraz na trasę, gdyż nie są zbyt dokładne, ale na pewno pomogą ją zaplanować. Ja przeszłam zupełnie na google maps, które pomagają mi wyszukać małe drogi czy znaleźć się w wielkich miastach, ale też nie są rozwiązaniem idealnym. Z GPS nigdy nie korzystałam, nie posiadam.
Internet
Bez obaw – wifi tez tam dotarło J Będzie w większości obiektów noclegowych, a jeśli zamierzacie nocować w namiocie nad Mekongiem to polecam zakup lokalnej karty SIM i zadbać o odpowiedni limit przesyłu danych – ja tak robiłam. To koszt ok 10-15 USD miesięcznie.
WIZY
W kwestii wiz sytuacja ulega zmianie, zatem po pierwsze należy szukać informacji na oficjalnych stornach ambasad i MSZ. Obecnie w każdym z krajów Azji Poludniowo-Wschodniej Polaków obowiązują wizy. Najlepiej wyrobić sobie je będąc w Polsce, choć w przypadku Kambodży i Laosu wizę można wyrobić na granicy. Wybitnie polecam wyrobienie wcześniej wizy w przypadku planowania dłuższego pobytu w Tajlandii – przy wjeżdzie lądem (czyli tak jak cykliści najczęściej wjeżdżają) można przebywać na terenie kraju jedynie 15 dni, przy wlocie samolotem 30 dni, wiza wyrobiona w ambasadzie pozwala na pobyt dwumiesięczny.
Polecam też wyszukanie sobie w necie sobie jakie to przemyślne sposoby na wyłudzenie pieniędzy stosują na kambodżańskich przejściach granicznych (dwukrotnie zawyżona opłata za wizę, fałszywe „badania” lekarskie etc., opłata za wypełnienie formularza) – lekarstwem na to jest wyrobienie e-wizy w internecie.
Co do Wietnamu jedynie jedna wskazówka – to od pogranicznika zależy na jak długi czas przyzna wizę. Ja dostałam trzy miesiące (poprosiłam pogranicznika), choć uciekłam z Wietnamu po 3 tygodniach, natomiast moi koledzy przekraczali granicę razem, jeden (Hiszpan) otrzymał wizę miesięczną, drugi (Hindus) trzymiesięczną. Miesiąc to nie było dużo czasu na przejechanie długości całego Wietnamu (ponad 2000 km).
Mam nadzieję, że choć trochę pomogłam. O czymś zapomniałam? Macie inne pytania bądź doświadczenia?
Przejrzyjcie także mój podróżniczy niezbędnik – może jest tam coś, o czym nie pomyśleliście? Albo ja nie pomyślałam?
Udanej podróży!