Shikoku

by Ewcyna

Wyspa Shikoku przywitała nas deszczem. Nie mam dokumentacji zdjęciowej z pierwszego dnia, a szkoda, bo głównie interesowało nas wtedy dotarcie do jakiegoś suchego lokum. 40 km w lejących strugach deszczu zrobiło swoje. Na szczęście w miejscowości Uwajima był hostel i nawet właściciel przyjechał nas odebrać ze stacji – to znaczy odebrał Zochę i jej składany rower a ja miałam przyjemnność jechać za samochodem a potem pchać rower bo hostel znajdował się na szczycie góry. Najwazniejsze jednak było to, ze w pokoju znajdował się piecyk. Dopuściłyśmy się czynu haniebnego, gdyż przemyciłyśmy do pokoju nasze obuwie (które oczywiście zostawia się zawsze przy wejściu, aby obowiązkowo przyodziać plastikowe kapetki), aby mogło wyschnąć.

Nota bene zadziwia nas ciągle zmiana aury, z zimnej na bardzo ciepłą i odwrotnie. Deszcze występują tu średnio co trzy dni i własnie ostrzeżone przed takowym jaki ma nas nawiedzić jutro tym razem zapobiegawczo ulokowałyśmy się w hostelu. Azjatyckie deszcze to nie przelewki, to istne otwarcie niebios! Mam nadzieję, że się uspokoi z tym deszczem, ze względów finansowych nie planowałam za częstego wynajmowania pokoi.

W kwestii włóczęgostwa nie czujemy się samotne. Shikoku nawiedza rokrocznie tysiące pielgrzymów, idących szlakiem 88 świątyń zalożonych przez mnicha Kukai w ósmym wieku n.e., ulokowanych dookoła wyspy. Cały czas ich napotykamy, pozdrawiamy się serdecznie a nawet dostałyśmy wczoraj w prezencie paczkę pomidorów. Nie lada to prezent, bo w sklepie jedna sztuka kosztuje około dolara.

Shikoku wyciska z nas siódme poty, ale też wynagradza pięknem przyrody. Przetaczamy się przez góry, jedziemy wzdłuż rzek i wybrzeża Pacyfiku. Jest bardzo spokojnie i malowniczo. Odwiedziłyśmy też zachwalaną w przewodniku miejscową atrakcję tj, plaże Katarahama w pobliżu miejscowości Kochi. Oprócz nas były tam rzesze wycieczek z przewodnikami, parking pełen autokarów a wzdłuż plaży, owszem całkiem ładnej, przebiega betonowy chodnik wyznaczający … ścieżkę zwiedzania owej plaży.. Takie rzeczy tylko w Japonii 😉 Zocha z przekąsem stwierdziła, że jakby Ci wszyscy wycieczkowicze dotarli do Międzyzdrojów to by im oczy z orbit wyszły. Poniekąd się z tym zgadzam.

Ku naszemu zaskoczeniu wzdłuż plaży, po drugiej stronie ulicy ciągnął się rząd .. grobów. Przydomowe cmentarze spotykamy często, ale tu, na pasie przybrzeżnym? Taka super miejscówka musi chyba sporo kosztować?

Po raz drugi czy trzeci dopiero spotkałyśmy podróżnika rowerowego – młodego 18-letniego Japończyka, który zamierza objechać swoją ojczyznę w 5 miesięcy. Był bardzo otwarty i chętny do rozmowy, no ale za bardzo się nie dało z uwagi na barierę językową.

Japończycy, szczególnie na prowincji w ogóle niemal nie mówią po angielsku. Pamiętam, jakim to było dla mnie zaskoczeniem, gdy po raz pierwszy odwiedziłam kraj Kwitnącej Wiśni. W komplecie z ich nieśmiałością często oznacza to, że kiedy próbuję spytać o coś po angielsku zapytana osoba zwyczajnie .. spuszcza wzrok, odgania ręką niewidoczne muchy i .. ucieka. No cóż. A ja poza kilkoma cyferkami i podstawowymi informacjami „skąd-dokąd” nie jestem w stanie nic po japońsku powiedzieć. Szkoda. Wielkie szkoda.

You may also like

0 comment

Asia 27 kwiecień 2013 - 11:43

uwielbiam, jak wrzucasz zdjęcia ludzi, są fascynujący. ale to prawda, angielski u nich zerowy chociaż w szkołach podobno przykładają do tego wagę. szkoda, bo pewnie wiele ciekawych historii usłyszanych od Japończyków by tu się znalazło. 🙂 Powodzenia na 四国! どうぞお大事に!

Reply
ewcyna 6 maj 2013 - 04:00

oj Asia to prawda, jak ja zaluje ze choc troche sie nie poduczylam japonskiego przed wyjazdem.. A co do zdjec ludzi to faktycznie mam tendencje do widoczkow, a wstydze sie robic zdjecia ludziom.. ten pielgrzym byl jednym z wyjatkow i do tego byl Japonczykiem z Nowej Zelandii i moglam pogadac …

Reply

Leave a Reply