Słońce budzi Cię o świcie czyli ok. 6.30. Leniwie się przeciągasz, wstawiasz wodę na herbatę i potem kawę. Około 9.00 w końcu ruszasz, starając sobie nie wyrzucać, że dziś miałaś wstać wcześniej, żeby rano zobaczyć targ zwierząt. Lubisz celebrować poranki.
Pedałujesz niecałe dwadzieścia kilometrów, gdy na rogatkach miasta wyrasta Lulu. To najlepsza sieć supermarketów w Omanie z genialną garmażerką, daniami na ciepło i częścią odzieżową. Nie jest dobrze.. w Lulu zawsze wsiąkasz na długo. Jest 10.30. Obiecujesz sobie, że tylko na chwilę, a wychodzisz po półtorej godziny. W sumie to i tak nieźle. Dobrze, że zostawiłaś telefon w obsłudze klienta, przynajmniej się naładował. Jak zwykle trudno Ci pomieścić zakupy, ale gdzie jak nie tu kupisz świeży labneh (delikatny twaróg jogurtowy, świetny na śniadanie) z przyprawami – preferuję bliskowschodnią mieszankę zataar, bagietki (bierzesz dwie, to lepsze niż nijaki chleb tostowy), dżem różany na wagę (zasadniczo nie jadam dżemów, ale ten jest wyjątkowy) oliwki wielkie jak śliwki, jakieś owoce. Najdłużej dziś schodzi się w części odzieżowej bo musisz, po prostu musisz wymienić te ohydne stare przetarte podkoszulki, przydałoby się też coś z rękawem, bo słońca tu aż nadto.. no i może jeszcze jedne długie gatki. Gatko-szmatko-spodnie z długą nogawką, koniecznie luźne (w zasadzie innych tu nie ma), które sprawiają, że czujesz się nareszcie dobrze, a męskie oraz damskie spojrzenia nie lądują na twoich gołych łydkach. Jak znalazł tutaj, a potem na Iran. (Dziewczyny, co by nie pisali w necie, i jakby was nie przekonywali miejscowi – obciskającym ciuchom, koszulkom odkrywającym ramiona, spodenkom krótszym niż do kolan w Omanie i większości krajów muzułmańskich mówimy stanowcze NIE. Dla lepszego samopoczucia swojego i miejscowych, o bezpieczeństwie nie wspomnę.)
Z tego wszystkiego zrobiła się pora obiadu. Wypatruję knajpki – zwanych tutaj coffee shops, choć nie ma tam kawy, ani czegoś odurzającego jak to w przybytkach o tej samej nazwie w Amsterdamie. Coffee shops prowadzą głównie Hindusi, Pakistańczycy czy Nepalczycy, czyli przedstawiciele ludności napływowej, której liczba przekracza liczbę rdzennych Omańczyków – to knajpy dla swoich, zatem tanie i do tego smaczne. Dobre to dla budżetowego przyjezdnego jak ja – proste menu, najczęściej ryż z kurczakiem zwany biryani, curry, warzywne dal z soczewicy. Do tego sałatka, napój i to wszystko za równowartość 12-15 PLN czyli mniej niż średnia obiadowa warszawska. Co nie znaczy, że nie korzystają z nich Omańczycy – zazwyczaj, co mnie bardzo razi, jest to jedna usługa typu „drive-in” – Omańczycy jedynie raczą opuścić szybę w samochodzie i złożyć zamówienie.
Teraz już wiem jak się zachować i w knajpce idę prosto to FAMILY ROOM. To wydzielone części restauracji przeznaczone dla kobiet (zazwyczaj i tak żadna się sama tam nie wybierze) i rodzin. Kobieta nie powinna siedzieć sama w męskim towarzystwie. I pomyśleć, że ja przez pierwsze dni pobytu odmawiałam zaproszeniom do family room..
Najedzona, ale w sumie przydałoby się umyć. To czynność, którą praktykuję codziennie choć często trzeba w tej kwestii wykazać się sporą kreatywnością. W toalecie w supermarkecie nie było ma jak, za dużo ludzi. To samo w małym meczecie nieopodal. Ale! oto stacja Shell! Kibelek przyzwoity, można się zamknąć w toalecie od środka, ba.. włosy też umyje, a co! Jest zaledwie 14.00 To może jeszcze nie zaszkodzi coś przeprać, przerwa obiadowa jest, nikt się teraz nie kręci.
Oczywiście zawsze o tej porze chce mi się spać, chwila drzemki mnie zresetuje. Zrobiła się 15.00. Muszę podjechać do jeszcze jednego sklepu, no, ale otwierają go o 16.00.. przysiadam, by napić się herbaty.
Zaraz, to co ja dziś miałam robić?
Aha, zwiedzić fort Al Sulaif! To tylko kilka kilometrów od centrum Ibri.
Fort Al Sulaif jest inny niż forty w Nakhal, Rustaq czy Nizwa – jest jedynie częściowo odrestaurowany, co sprawia, że jest bardziej autentyczny, a to podnosi jego atrakcyjność. Nie przepadam za nadmiernym odpicowywaniem zabytków tak, że wydają się być zupełnie nowe.
W forcie wita mnie przewodnik. To wulkan energii, ale ma jakąś obsesję na punkcie robienia zdjęć. To jest to i to – zdjęcie zrób. Bla, bla, bla.. Tu zdjęcie zrób… Proszę, zdjęcie. Zrobić Ci zdjęcie? Nie? A tutaj? hmmm.. Zupełnie go nie obchodzi co ja o tym myślę, trzaskaniu zdjęć na prawo i lewo, co jest trochę męczące.
Pan przewodnik już wcześniej nadmienił, że mogę tu gdzieś namiot rozstawić.. albo.. zaraz, może wolę kilkusetletni pokój gościnny przy wejściu? Upewniając się, że mogę się zaryglować od środka biorę, a jakże.
– Ale czy na pewno nie będziesz się bała, tak sama?
Przewodnik-stróż stoi bardzo blisko za moimi plecami i niemal czuję jego oddech na karku.
– Proszę się odsunąć, albo pójdę na policję.
– Dobranoc. Będę jutro o 7 rano mówi mężczyzna i znika za bramą
Czasem trzeba odstawić na bok wszelkie uprzejmości. Siódma rano? Trochę wcześnie, ale przynajmniej w końcu zdążę na targ zwierząt. Dziś ja tu będę robić za nocnego stróża. Zamykam się od środka i idę jeszcze sprawdzić, czy nie ma tu innego wejścia.
Do snu przeglądam sobie informacje na temat Omanu.
„Każdy obywatel kraju powyżej 18 roku życia, zarabiający poniżej 600 Riali (ok. 6000 PLN) uprawniony jest do otrzymania 200 litrów subsydiowanej benzyny miesięcznie (litr ok. 1,8 PLN).
„Każdy obywatel Omanu jest uprawniony do otrzymania od rządu bezpłatnej działki na pobudowanie domu. Od 2010 roku przywilej ten obejmuje także kobiety.”
No no, nieźle, ale.. czy mimo to chciałabym tu żyć?
4 comments
W temacie zarobków – minimalna płaca 225 riali, płace nie są opodatkowane.
W temacie ubioru – w Wadi Bani Khalid dwie Amerykanki, które rozebrały do strojów kąpielowych, zostały stanowczo poproszone o ubranie się i opuszczenie kąpieliska.
Cieszę się, że ktoś wyprosił Amerykanki z kąpieliska, nie zaszkodziłby im też mandat. Byłam świadkiem identycznej sytuacji, kiedy to w Wadi Shab dwie cudzoziemki zażywały kąpieli w jaskraworóżowych strojach kąpielowych z przysłowiowymi cyckami i pupą na wierzchu. Obok kilka omańskich rodzin i kobiety w czadorach, zakryte od stóp do głów. Brakuje wyobraźni czy rozumu? Było mi tak koszmarnie wstyd, bo potem wszystkie kobiety z tzw. zachodu uchodzą za lekkich obyczajów. Nieco podobne zjawiska w opiętych krótkich spodenkach widywałam też później, dlatego o tym piszę. Ciąg dalszy tematu w następnym wpisie.
Cudnie tak nieśpiesznie podróżować,pal licho plan dnia (moje marzenie)
Podróżuje zgodnie z moją maksymą „not for speed” a planu dnia nie mam. Czasem jakiś niewinny zarys, ale jak widać, różnie się to kończy :))