Wyspa Bohol i trochę (po-) filipińskich refleksji

by Ewcyna
Filipiny rowerem

– „Musisz wiedzieć, gdzie jedziesz, madam. Każdy musi widzieć dokąd zmierza. Masz tyle toreb, musisz odpocząć. Wezmę te torby i pokażę Ci ładne miejsce przy plaży tu niedaleko. Musisz odpocząć!
Podróż po bardzo przyjemnej skądinąd wyspie Bohol zaczęła się dość emocjonująco. Robotnik na motorze wyglądał na tudzież zmartwionego co zdezorientowanego moim widokiem i nie przyjmował tez do wiadomości nic z tego, co mówiłam.. że nie jestem jeszcze zmęczona, że ja tak podróżuję, że jadę dookoła wyspy i jak się zmęczę to się zatrzymam. Wyczaił mnie tuż za miastem i jechał za mną jakieś 15 km, co już zaczęło być naprawdę irytujące. Tak, wiem, że chciał dobrze!
Po godzinie emocji dostarczył mi rower – złapałam regularnego flaka, co nie ukrywam dość mnie zdziwiło bo do tej pory opony Schwalbe mnie nie zawodziły, a te do tego są nowe. W każdym razie zabrałam się do naprawy gdzieś na poboczu z dużą dozą nieśmiałości.. jeszcze większą dozę musieli posiadać mijający mnie ludzie, bo jakoś za bardzo się nie garnęli do pomocy. Inna sprawa, że ich nie zachęcałam, bo chciałam się sprawdzić w tej jakże przydatnej w życiu każdego cyklisty umiejętności jaką jest naprawa bądź wymiana dętki. Po jakimś czasie dorobiłam się wianuszka gapiów, z których jeden nawet mi potrzymał koło a inni mocą wzroku i z pewnością zdrowaśkami wspierali moje wysiłki. Zmagania zakończone zostały sukcesem, ale tak czy inaczej chcę jeszcze przed wylotem zajrzeć do dobrego warsztatu rowerowego żeby obejrzeli koło.
A że poprzednego dnia dość porządnie się ciachnęłam na zakonczenie dnia w ramach podtrzymywania emocji na wysokim poziomie odwiedziłam lokalny szpital. Tam jednak było naprawdę miło, połowa personelu już o mnie słyszała wcześniej a pan doktor po założeniu opatrunku wybiegł z przychodni z okrzykiem „Rower! Pokaż mi swój rower! Podobno masz 4 torby!”
Pogoda się poprawiła, ale w zasadzie cała moja podróż przebiega w cieniu tajfunu Yolanda – tego, który nawiedził Filipiny na początku listopada. Wciąż w telewizji dużo mówi się na temat miast Tacloban – niszczycielska siła zabiła tam ponad 6 tysięcy ludzi, kilkadziesiąt procent domostw nie istnieje. Niemal codziennie rozmawiam z napotkanymi ludźmi na ten temat. Dziś, wczoraj.. jak to było, czy otrzymali pomoc. Tu na wyspie Bohol, gdzie jestem od kilku dni kataklizmów ostatnio było więcej – w połowie października wyspę nawiedziło potężne trzęsienie ziemi, uszkadzając wiele budynków, w tym kilkusetletnie pohiszpańskie kościoły. Potem tajfun Yolanda, no i ten następny, który dopiero co się skończył również spowodował duże szkody, brak dostępu do wody i żywności dla ludzi na mniejszych wysepkach. Dla wielu Filipiny to pocztówkowy raj. Faktycznie, nie sposób nie ulec urokowi pięknych, porośniętych palmami kokosowymi plaż, podziwiać bogactwo fauny i flory raf koralowych. Ale we mnie pozostanie przekonanie, ze życie tutaj nie rozpieszcza.. na szczęście Filipińczycy nie są narzekaczami i ich latynoska natura sprzyja przyjmowaniu życia takim, jakie jest. Pomaga jeszcze wiara, o której już pisałam. „Tylko Bóg wie dlaczego nam to wszystko zsyła” – słyszałam wielokrotnie. „Poddajemy się woli Boga”.
Ale zapamiętam też wiele innych filipińskich smaczków. Spuśćmy zasłonę milczenia na sposób jazdy, a w zasadzie jego brak.. Nie myślcie sobie, zdaję sobie doskonale sprawę z faktu, że przebywam na innym kontynencie wobec tego sposób rozumowania lokalsów może się różnić od mojego, ale czasami wciąż nie mogę wyjść z podziwu, ze aż tak znacząco. Weźmy na to – ostatnia noc w przydrożnym hosteliku. Wygląd miał nawet całkiem, całkiem – całkiem przyzwoity, podobno otwarty kilka tygodni temu. To drobiazg zatem, że już zdążyła się popsuć spłuczka, bo to i to urządzenie i tak niezwykle rzadko tu występujące (w łazienkach jest wiaderko z kubkiem). W pokoju nie było jednej połówki okna. Właściciel wytłumaczył mi, że poległo w walce z tajfunem (przypomnę – ponad 2 miesiące temu). To smutne oczywiście, jednakże fakt ten nie miał bynajmniej wpływu na ewentualną obniżkę ceny, którą naiwnie zaproponowałam. Jakoś jednak po negocjacjach cenę obniżono i wynajęłam tam inny pokoik – był w nim telewizor. A co – myślę sobie – pooglądam, czemu nie filipińskie telenowele, a może na na jakieś newsy się załapię? Odbiornik był na wysięgniku, ale niestety kabel był za krótki, aby sięgnąć kontaktu. Właściciel rozwiązał problem błyskawicznie.. przynosząc z innego pokoju telewizor z dłuższym sznurem. Okazało się to prostsze od przyniesienia przedłużacza. Zapragnęłam także papieru toaletowego, na co chłopak natychmiast wyszedł do sklepu gdzie nabył rolek sztuk 1. Rozumiem, ze w każdym innym pokoju papier ów był, po co kupować wielopak. Historie tez można mnożyć.
To już ostatnie dni mojego pobytu na Filipinach, a myślami jestem już w Birmie.. nie ukrywam, że naprawdę mnie cieszy perspektywa eksploracji tego otwierającego się dopiero na świat, podobno przeuroczego kraju, ale też nie mam wątpliwości, że może to być rowerowopodróżnicze wyzwanie. Ciekawość mnie zżera!

You may also like

11 comments

PiotrK 25 styczeń 2014 - 17:17

Chciałoby się czytać bez końca…

Reply
Mira 25 styczeń 2014 - 19:29

Ewo!
A czy w szpitalu udzielili Ci pomocy w ramach przyjażni polsko- filipińskiej, czy żądali dowodów ubezpieczenia lub pieniędzy? Mam nadzieje,że rana cięta była mała i szybko się zagoi.
A fakt,ze personel szpitala juz słyszał o Tobie to pewno było miłe dla Ciebie, ale i ciekawe z punktu widzenia socjologicznego. Przecież w mediach jeszcze Cie nie było ( na razie) a więc taka wysepka to mały grajdołek z aktywną pocztą pantoflową.
Dzięki za zdjęcia dzieciaków.
U nas w Łodzi – piszę dla ochłody- jest minus 15 stopni i ferie zimowe od tygodnia.

Reply
ewcyna 28 styczeń 2014 - 16:01

Mira, absolutnie nikt ode mnie nic nie chciał w szpitalach (oprócz pokazania roweru:) -potem odwiedziłam jeszcze 3, prosząc o zmianę opatrunku bo tak mi prikazano. Na szczęście wszystko się ładnie goi, będę żyła i postaram się nastepnym razem nie wkładac palca w pracujący wiatrak..
Tak, wiem, że w Polsce cokolwiek zimnawo.. lubię śnieg, ale raczej nie tęsknię. Choć biegówki to jedyny sport obok roweru, który lubię i to bardzo – jak są warunki sniegowe to trochę pozazdroszczę..
Kibluję sobie własnie na lotnisku do rana czekając na swój lot, a praktycznie dwa. Mam przesiadkę w Kuala Lumpur w Malezji, jakieś 7 godzin.. moze uda mi się wyskoczyć na miasto i zobaczyc Petronas Towers? Kiedyś były najwyższe na swiecie, teraz to juz chyba nie.
Z mieszanymi uczuciami żegnam Filipiny.. spotykam wciąż wspaniałych ludzi, a z drugiej strony klnę jak szewc wobec niemozności załatwienia najprostszych rzeczy no i przede wszystkim do obłędu doprowadzał mnie tutejszy ruch na drogach, a zwłaszcza moje „ukochane” jeepeneye. Śmierć w oczach, smuga kopcacego dymu w twarz.
Wiem, ze generalnie Azja z tego slynie, ale naprawdę jestem ciekawa jak to wygląda w innych krajach.
Trzymajcie kciuki za to, abyśmy (ja i rower) dotarli zdrowo i szczęsliwie.. I zeby jechał szczęśliwie bo nie udało mi się tu oddać go w ręce dobrego mechanika, bo wszystkie były zajęte 🙁
Jak będzie możliwość to napiszę z Rangunu, potem z netem pewnei się pożegnam na około miesiąc, bo tyle można przebywać w Birmie. Zatem – bez niepokoju jeśli będę mmilczeć 🙂

ps. Wiadomość z ostatniej chwili – właśnie jedyny w Birmie warmshower potwierdził, że mogę się u niego zatrzymać, co mnie bardzo cieszy bo kraj tajemniczy i warto się u lokalsa wywiedzieć wszystkiego czyż nie?

Reply
Monika 28 styczeń 2014 - 21:36

Szerokiej drogi madam 🙂

Reply
ewcyna 30 styczeń 2014 - 14:15

Jestem w Birmie. Oszolomiona to malo powiedziane.. A to dopiero 1szy dzien.

Reply
Małgosia i Sebastian 1 luty 2014 - 15:40

Cześć Ewcyna! Fantastyczny sposób na życie 🙂 Podziwiamy i trzymamy za Ciebie kciuki. A jak wrócisz do Warszawy to koniecznie nas odwiedź. Gwarantujemy wygodne łóżko, darmowe wi-fi i schabowego z kapustą i ziemniakami. Pozdrawiamy Gosia i Sebastian

Reply
ewcyna 5 luty 2014 - 17:29

Witam, ten sposób na zycie tez mi się podoba
Dzięki za zaproszenie, do Warszawy mi się nie spieszy, ale będe pamiętać o zaproszeniu. Póki co możecie śledzic moje losy.. pozdrawiam!

Reply
Maryla 2 luty 2014 - 09:28

Cześć Ewa,
Zazdroszczę Ci oczywiście podróży, ale Birmy szczególnie. We wczesnej młodości przeczytałam „Księżyc w dżungli” Francisa Clifforda i od tego czasu marzę o tym, żeby tam się znaleźć. Oczywiście kraj się zmienił, ale w głowie utkwiło… Jest wyzwanie. Trzymam kciuki, aczkolwiek mam przekonanie, że wszystko się uda.
Ściskam, Maryla

Reply
ewcyna 5 luty 2014 - 17:33

Maryla, ja w temacie znajomości zagadnień birmańskich czuję jedynie wstyd.. nie miałam czasu przed wyjazdem przygotować się jak należy a w młdości czytałam inne książki.. brak mi bardzo jakiejś szerszej perspfektywy, bardzo bym chciała mieć jakieśksiążki zgrane na czytnik, ale teraz to juz troche musztarda po obiedzie.. Będę nadrabiać!.

Reply
Mira 3 luty 2014 - 22:38

Ewo! Czekam na relacje z Birmy. Co Cię tam tak oszołomiło ?? Mam tylko nadzieję, ze to radosne zadziwienie.

Reply
PiotrK 4 luty 2014 - 11:53

Tamtejszy porządek podobno jest odwróceniem tego co znamy w Europie, nawet rzeki płyną od morza do gór

Reply

Leave a Reply to MiraCancel reply