A na Dzikim Zachodzie… bez zmian. Wiatry nami szargają, ziemia spalona słońcem w kolorze orchy. Przez kilka dni ponownie przebywamy na terenie rezerwatu Indian – tym razem plemienia Navajo. Już wtajemniczeni wiedzą, ze oznacza to m.in. brak alkoholu w sprzedaży (a wszak piwo zwieńczające upalny dzień na rowerze ratuje życie), dla nas jednak oznacza coś jeszcze – znalezienie noclegu nie jest proste. Kempingów brak. Wszystko ogrodzone. Tego dnia jadę z kierowcą naszego vana Litwinka Ievą – młodą, ładną dziewczyną, co jak mniemam może mieć znaczenie w szukaniu noclegu. Niestety, okazuje się, że tamtejsi Indianie są raczej odporni na takie uroki. Na pytanie uśmiechniętej białej squaw, „gdzie ew. można w okolicy rozbić namioty?” i z dodatkowym machaniem rzęsami; „może u Pana gdzieś na tym wielkim polu?” udzielają wykrętnych odpowiedzi w stylu „mojemu sąsiadowi to się na pewno nie spodoba..” choć do najbliższego sąsiada dobrych kilka mil. Gdy podjeżdżamy do innego domostwa zauważa nas będąca w obejściu kobieta, po czym gna do domu, a z niego po chwili wychodzi do nas już starszy mężczyzna. Jesteśmy pewne, że rozumie o co pytamy, ale udaje, że nie zna angielskiego. Możemy też przysiąc, ze w kieszeni ma spluwę.. Zarządzamy odwrót. Już, już prawie wpadamy w czarną rozpacz, bo gdzie tu spać a 17ta na zegarku i grupa czeka na info, a tu nagle mały wypadek dokonuje nieoczekiwanego zwrotu akcji. Samochód zakopuje się dość artystycznie i na dobre w piachu….co robić? Wyjmujemy wszystkie bagaże.. tez nic, ani drgnie. No to uznajemy, ze trzeba złapać jakąś pomoc na drodze, do której jest kilka km.. Ja zostaję przy bagażach a Ieva gna (o ile pedałowanie w piachu można tak określić) szukać wybawiciela. Na to wszystko nadjeżdża właściciel terenu tj. miejscowy Indianin, i choć jest cokolwiek zdziwiony to wyciąga nas swoim samochodem z opresji. A co jeszcze ważniejsze – proponuje rozbicie namiotów wokół jego domu! Dla nas to oznacza niezwykłą okazję do zaznajomienia z warunkami życia Indian mieszkających w rezerwacie. Są przeciętne, można tak rzec – skromna chałupka – dwa pokoje, ale w jednym z nich plazma jak sie patrzy. Luźne podejście do spraw porządku. Zagroda dla owiec i biegające swobodnie 3 psy – przyjazne, ale zupełnie nie nauczone posłuszeństwa.. rzeczy nieopatrznie pozostawione przez nas przed namiotami znajdywały się następnego dnia w promieniu kilkuset metrów… Ale wieczorem gospodarze częstują nas ciepłym, pysznym, świeżym chlebem, a rozmowy ciągną się długo w noc..
U Indian
1,2K
previous post