Dziś trochę oczekiwanie a trochę nieoczekiwanie wypadł nam rest-day czyli dzień odpoczynku. Nieoczekiwanie, bo nie planowany, a oczekiwanie bo juz od kilku dni wiedziałyśmy, ze we wtorek wieczór i środę ma lać, a że wszystkie prognozy pogody póki co tu się sprawdzają w 100% i ta nie była wyjątkiem (swoją drogą to fenomen). Cieszył jedynie fakt, że akurat dotarłyśmy do największego i najprzyjemniejszego miasta na południu wyspy Shikoku tj. Kochi, no a że dodatkowo w tymże to mieście znalazłyśmy równie przyjemny hostel, więc powodów do zadowolenia bylo aż nadto. Zgodnie z prognozą lało jak z cebra, zatem niechybnie uniknęłyśmy następnej powodzi w namiotach.
Kochi faktycznie okazało się ładnym, tętniącym życiem miastem, w którym zewsząd atakowali nas rowerzyści reprezentowani głownie przez młodzież w wieku szkolnym. W Kochi także znajduje się zamek, i choć już wcześnie postanowiłyśmy sobie, rozczarowane zamkiem w Kumamoto który okazał się być ładnym tylko z zewnątrz, że zamkom w Japonii dziękujemy, to jednak złamałyśmy to postanowienie. Zamek w Kochi to jeden z jedynie 12 zachowanych w oryginale zamków w tym kraju.
Faktycznie – był drewniany a nie betonowy jak ten ostatni. I żeby nie było, buty trzeba było zostawić przed wejściem. Jaka to oszczędność na muzealnych papuciach, bo każdy zużywa jedynie swoje skarpetki.
Wieczorem w hostelu skusiłyśmy się na serwowaną tutaj kolację. Trudno było przekonać do tego Zochę, bo cały dzień przeżywała, że dadzą nam surową rybę i ona tego nie zje, i ze musi poprosić żeby jej w kuchni ją usmażyli. Jakoś udało mi się ją przekonać, żeby nie robiła kichy i poszła na żywioł, bo to oryginalna kuchnia japońska będzie a bonito z tuńczyka to miejscowa specjalność, więc warto jej spróbować. Bonito jak nazwa wskazuje okazało się być przepysznym daniem, rybkę z zewnątrz nawet nieco opiekają a do tego miałyśmy ze 6 miseczek z innymi japońskimi specjałami. Wszystko to było pyszne i chętnie bym tak jadała na co dzień. No cóż, ze względu na koszta nie da się.
Jutro znowu w drogę, choć dalsza trasa jest jeszcze dyskutowana. Mamy do wyboru jechać przez pustkowia – albo przez góry, w tym kilkadziesiąt kilometrów w górę rzeki a potem kilkadziesiąt w dól, albo dłużej, ale wzdłuż wybrzeża. Zobaczymy jak to będzie. Prognozy pogody w każdym razie są korzystne, a nasze baterie naładowane.