Ewcyna
Banner
  • BLOG
  • Ewcyna
  • KRAJE
    • AMERYKA PÓŁNOCNA
      • USA
    • Azja
      • Turcja
      • Kirgistan
      • Japonia
      • Filipiny
      • Myanmar (Birma)
      • Chiny
      • Korea Południowa
      • Tajlandia
      • Laos
      • Kambodża
      • Wietnam
      • Uzbekistan
    • Polska
    • Bliski Wschód
      • Zjednoczone Emiraty Arabskie
      • Oman
      • Iran
    • EUROPA
      • Bułgaria
      • Grecja
      • Włochy
      • Rumunia
      • Ukraina
      • Ukraina – Krym
      • Węgry
      • Francja / Szwajcaria
      • Czarnogóra/ Kosovo/ Macedonia/ Bułgaria
  • PRAKTYCZNIK
    • Kraje
      • Japonia praktycznie
      • USA
      • Birma (Myanmar)
    • Azja rowerem praktycznie
    • Niezbędnik czyli co mi się przydaje w podróży?
    • This is a men’s world.. czy kobieta w samotnej podróży musi się bać?
    • Odzież zimowa na rower – co się sprawdza?
    • Sandały do turystyki rowerowej – Teva, Keen, Source, Shimano.. jakie wybrać?
    • Sprzęt i akcesoria w podróży rowerem – co mi się przydaje?
    • Transport roweru samolotem – jak to ogarniam? Moje doświadczenia
    • Rowerem w świat – poradnik dla kobiet
  • Podróże
  • WSPÓŁPRACA
  • WYDARZENIA
  • MEDIA
Tag:

Tybet

    AzjaChiny

    Tybet u moich stóp

    by Ewcyna 21 czerwiec 2014
    written by Ewcyna

    Miało być już tylko z górki a właściwie to już tylko po płaskim. I było, przez jakieś kilka dni. Nogi kręciły pedałami a te nie stawiały żadnego oporu. Znów widać było horyzont. Po kilku miesiącach spędzonych w górskich okolicznościach przyrody, gdzie jedyną opcją była jazda pod górę tudzież odwrotnie ja, człowiek z mazowieckich równin z radością, ale też żalem powitałam tą zmianę ukształtowania terenu. Fajnie, no bo o ileż łatwiej się teraz jedzie. Smutno, no bo góry są piękne, dużo ciekawsze, no i smutno bo tam, gdzieś w sumie niedaleko został nietknięty kołami mojego roweru syczuański Tybet.

    Bo Tybet to nie tyko Autonomiczny Region Tybetu (tzw. TAR – Tibet Autonomous Region) czyli od lat 50-tych cześć komunistycznych Chin, ze stolicą w Llasa. Dotarcie do TAR rowerem nie dość, że bardzo trudne fizycznie, to przede wszystkim obecnie z uwagi na obowiązujące przepisy praktycznie niemożliwe dla obcokrajowców. Przepisy owe stanowią (choć wciąż ulegają zmianie), że obcokrajowcy nie mogą podróżować po TAR indywidualnie, lecz w grupach zorganizowanych za pośrednictwem jednej z agencji podróży, koniecznie z przewodnikiem no i przede wszystkim muszą mieć pozwolenie na pobyt które „swoje” kosztuje. Nie tym razem.

    Nie trzeba jednak jechać aż tak daleko. Tybetańczycy zamieszkują wysokie góry północnego Junnanu oraz zachodnio-północnego Syczuanu. W Junnanie mi się nie udało, ale Syczuan wciąż kusił.

    Postanowiłam wtedy, że jeśli jadący w tą stronę autobus będzie tak łaskaw mnie zabrać z rowerem, to jadę. Autobus mnie zabrał.
    —————————–

    „Where are you from? (Skąd jesteś?)” – spytał mnie odziany w czerwoną powłóczystą szatę mnich.
    „From Poland”(z Polski) – odpowiedziałam.
    „A Holland! yes yes, I know! very good football! (A tak, Holandia, wiem! Bardzo dobry futbol!) – ucieszył się.

    Na piłce nożnej się nie znam, ale o spektakularnych sukcesach polskiej drużyny raczej bym słyszała, zatem byłam pewna, ze to znowu powszechna pomyłka wynikająca ze zbliżonej co do wymowy w języku angielskim nazwy krajów (Poland – Holland). Wyprowadziłam go z błędu, że jestem z Polski a nie Holandii no i ze drużyna mojego kraju niestety nie uczestniczy w Mundialu. Mnich przyjął to wiadomości i z dużym przejęciem kontynuował zdawanie mi relacji z najświeższych wyników pilkarskich rozgrywek.

    Spotkałam ich w drodze na przełęcz. To niemal 50-kilometrowy wjazd z 2600 na „zaledwie” 4300 m npm, który bardzo chciałam pokonać osobiście, ale mniej więcej w połowie trasy zobaczyłam najpierw samochód typu pick-up z pustą paką a potem zmierzających w jego stronę dwóch mnichów nie wahałam się długo.

    „ Jedziecie tam, na górę? Czy mogłabym się zabrać z rowerem?” – spytałam.

    Nie jestem rowerowo-wspinaczkową purytanką, wjazd był stromy a i tak wiedziałam, że tą samą przełęcz będę pokonywać po zrobieniu pętli w drodze powrotnej, więc jeszcze będę miała szansę się przed sobą wykazać jakby co.

    „Oczywiście, nie ma problemu, wsiadaj”- powiedział jeden z nich, jak się później okazało Lama Bod.

    Tylko on mówił trochę po angielsku. W samochodzie dużo się śmiał i opowiadał z przejęciem o przebiegu Mundialu, po czym spytał się czy widziałam Dalaj Lamę bo on tak, owszem, widział go w Indiach i że koniecznie muszę do Indii pojechać bo Indie są super. Na koniec dał mi swój numer telefonu i kazał koniecznie zadzwonić i odwiedzić ich w klasztorze jak będę przejeżdżać przez ich miejscowość.

    Gdy wysiadłam na szczycie było około 18tej, bardzo wiało a na horyzoncie wisiały ciężkie deszczowe chmury. Przejeżdżałam tędy już dwukrotnie – poprzedniego dnia i kilka dni wcześniej. Nie rowerem, ale busem. Utknęłam w hostelu w Kanding na 3 dni i choć było tam przyjaźnie, miałam miłe towarzystwo a w pokoju przygrzewał kaloryfer to nie doczekawszy się zmiany aury na bardziej przyjazną (czytaj – kiedy przestanie padać ten lodowaty deszcz???) wybrałam bezpieczniejszą opcję i postanowiłam wybrać się do oddalonej o 120 km miejscowości Tagong transportem publicznym. Przełęcz stanowi granicę pomiędzy Chinami i Tybetem, tu zaczyna się wyżyna tybetańska (Tibetan Plateau) no a ja bardzo chciałam zobaczyć co jest właśnie „tam”.

    Za przełęczą doznałam totalnego opadu szczęki. Po horyzont ciągnęły się zielone, pozbawione drzew wzgórza tzw. „grasslands”, które można by przyrównać do bieszczadzkich połonin skali pewnie 1:1000. Pofałdowane wzgórza poprzecinane wstążkami strumieni i bielejące w oddali górskie szczyty (najwyższy ma ponad 7500 m n.p,m.), nie kończące się łąki pełne kwiecia wszelakiego, stada pasących się kudłatych jaków, tybetańskie domostwa – mocne, kamienne domy lub charakterystyczne czarne namioty-jurty. Cisza „zakłócana” jedynie śpiewem ptaków. Łopoczące na wietrze flagi modlitewne i białe stupy. Uśmiechnięci ludzie pozdrawiający nie chińskim „Nihao” a tybetańskim „Jashi delek!”. Długowłosi, przystojni mężczyźni (wojownik powinien podobno mieć długie włosy) w odzieniu ze skóry jaka i natkniętym na czubek głowy kapeluszu (i bez peta w zębach), kobiety z wplecionymi w warkocze kolorowymi tasiemkami. Skończyły się Chiny, zaczął się Tybet.

    Nowa droga, którą jechaliśmy prowadziła do oddanego do użytku zaledwie 2 lata temu, jednego z najwyżej na świecie położonych lotniska jest zamknięta dla ruchu ciężarowego. Bajka – nie ma sapiących i wiecznie trąbiących ciężarówek! I jak na złość po tej stronie gór świeciło słońce. Jak na złość, no, bo ja nie miałam ze sobą roweru.

    Nie mogłam, po prostu nie mogłam tego przeżyć i ta myśl nie dawała mi spokoju – myślę, że może ją zrozumieć jedynie inny rowerowy zapaleniec. Następnego dnia spacerowałam po okolicy i wciąż o tym myślałam. Zostać tu i jechać nieco dalej busem czy wrócić się po rower i zrobić chociaż małą pętlę i przede wszystkim przejechać „lotniskową drogę”? Bo na dużą tybetańską pętlę niestety, ogromne niestety, brakowało mi czasu. Pogoda sprzyjała i co ważne, nie miałam objawów choroby wysokościowej (ból głowy, ciężki oddech, czasem gorączka i ogólne osłabienie), które miała ponad polowa spotkanych przeze mnie turystów. Wybrałam to drugie, złapałam stopa i wróciłam po rower.

    Po odjeździe przyjaznych mnichów musiałam szybko się otrząsnąć z miłej atmosfery – nadciągały chmury, zaczynało kropić i nie było czasu na przejażdżki czy dłuższą kontemplację krajobrazu. Odjechałam kawałek od drogi i rozstawiłam namiot kilkaset metrów od pasa startowego. W nocy lało jak z cebra, ale rano na niebie nie było śladu chmur. To była też moja pierwsza noc spędzona na wysokości 4300 merów npm, i dodam że spało się świetnie.

    Dla tych kilkuset kilometrów i kilku dni spędzonych na tybetańskich „grasslands” warto było przeturlać się przez kawał Azji, a prowadząca górskimi szczytami na wysokości ponad 4300 m n.p.m. droga do Tagong jest najpiękniejszą drogą, jaką dane mi było przejechać w tej części azjatyckiej podróży. Odcinek 50 km pokonywałam cały dzień co 5 minut zatrzymując się na zrobienie zdjęcia czy tez poleniuchowanie na łące. Łąka to wszak w Azji towar niemal niedostępny.

    W drodze powrotnej odwiedziłam jeszcze „mojego” mnicha. Oprowadził mnie po klasztorze, tłumacząc, że jest to w zasadzie szkoła dla ponad 100 chłopców, a on jest tu nauczycielem. Od razu też uprzedził mnie, że nie będę mogła tu przenocować (nawet o tym nie pomyślałam), ale za to zaprosił mnie na wspólną kolację. Głównym daniem była tybetańska „tuba” – to coś w rodzaju zupy z zieleniną, grzybami, szerokimi kluchami i czymś tam jeszcze. Uczący się i mieszkający w klasztorze mnisi jak to młodzi chłopcy szturchali się i popychali na klasztornym dziedzińcu, a potem jak tylko rozniosła się wieść o przebywającej na terenie klasztoru blond kosmitce na rowerze jeden przez drugiego zaglądali przez okno do sali, w której jedliśmy kolację. Stali tak z przylepionymi nosami do szyby a mi bardzo mi się chciało śmiać, ale głupio mi było bo siedział z nami Lama, czyli klasztorny guru.

    Spytałam jeszcze Lamę Bod o najnowsze wyniki Mundialowych rozgrywek, ale z wyczuwalnym w głosie smutkiem powiedział, ze niestety oni tu nie mają telewizji, więc on nie wie, ale jutro znowu jedzie do miasta i obejrzy mecz.
    „Kto będzie grał?” – spytałam.
    „Nie wiem, ale jakiś mecz na pewno będzie” – odparł.

    Eh, Ci mężczyźni.. 🙂

    I choć okoliczności przyrody są tu wyjątkowe a ludzie uśmiechnięci to nie mam wątpliwości, że życie w Tybecie nie rozpieszcza. W hostelu w Kanding miałam szczęście dzielić w pokój z Lindą, ponad 70-letnią Amerykanką, która od lat związana jest z Tybetem i przyjechała tu uczyć angielskiego tybetańską obsługę hostelu. Opowiadała mi dużo o tutejszych zwyczajach i burzliwej historii regionu – m.in. o tym jak kilka lat temu okolice zostały zasypane zwałami śniegu, zmarło wielu ludzi i wiele zwierząt a rząd Chin jakoś się nie rwał do pomocy, mówiąc delikatnie. Podobnie było po potężnym trzęsieniu ziemi, które nawiedziło te okolice kilka lat temu. Organizacje NGO zostały stąd wcześniej wyrzucone a ludzie pozostawieni sami sobie. Długo by gadać.

    Z bardziej aktualnych i dotyczących mnie bezpośrednio wieści – 2 czerwca, 2 dni przed rocznicą masakry na placu Tiennanmen władze Chin, choć się do tego oficjalnie nie przyznają, zablokowały dostęp do Google i powiązanych z nią serwisów. Nie mogę korzystać z map, wyszukiwarki i tylko na szczęście nie mam maila na popularnym koncie gmail tak jak rzesze użytkowników, które zostały w ręką wiadomo gdzie. Demokracja po chińsku. Ale to taka dygresja.

    No a ja jutro, z poczuciem dużego tybetańskiego niedosytu, ale też jakby nie było rowerowego spełnienia wracam jutro do Chińczykowa i udaję się w ostatnią prostą w stronę lotniska. Z górki i po płaskim.

    21 czerwiec 2014 2 comments
    0 FacebookEmail
  • AzjaChiny

    Rowerowa autostrada do Tybetu

    by Ewcyna 4 czerwiec 2014
    by Ewcyna 4 czerwiec 2014

    Michał miał pucołowatą buzię, ciemne włosy, donośny głos i był klasowym prymusem. Była lekcja geografii chyba w 6 klasie podstawówki a Michał opowiadał o Azji. „Jangcy to największa rzeka Chin” – nie…

    0 FacebookEmail
Ewa Świderska Ewcyna
Fot. Mateusz Skwarczek/Agencja Gazeta

Witaj na moim blogu! To strona o podróżowaniu solo rowerem w damskim wydaniu i życiu w drodze. Poznaję i opisuję świat, innych i siebie. Nieco więcej o mnie znajdziesz tutaj. Jeśli chcesz mi wirtualnie towarzyszyć - zapraszam!

Wesprzyj moją podróż

Lubisz moje wpisy, uważasz, że są przydatne i masz ochotę wesprzeć moją podróż? Z każdą złotówką mogę więcej. Postaw kawę lub kliknij guzik "donate". Dziękuję!
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Częściej kręcę na fejsbuku – zajrzyj!

https://www.facebook.com/Ewcyna-217095148465193/

Gdzie jestem?

Click to open a larger map

Instagram

ewcyna_com

POKAZY/ SLAJDOWISKA wrzesień/październik 2023 (E POKAZY/ SLAJDOWISKA wrzesień/październik 2023
(Eng. Invitation to the upcoming presentations in Poland from my Silk Road bike journey) 

Drodzy! W najbliższych tygodniach będę miała ponownie możliwość podzielenia się historiami z mojej podróży Jedwabnym Szlakiem z Chin do Turcji. Zaplanowanych jest kilka pokazów na Śląsku, w Gdyni i Warszawie.  Niektóre są płatne, na inne jest wstęp wolny.
Serdecznie zapraszam wszystkich, nie tylko rowerowo zakręconych.

7.09 (czwartek) godz. 16.30  Skoczów (woj. śląskie), Teatr Elektryczny, ul. Mickiewicza 3 
 (bilety 15 PLN)

11.09 (poniedziałek) godz. 19.00 Katowice, Klub Podróżników NAMASTE,  ul. Jana Sobieskiego 27
(bilety 15 PLN)

12.09 (wtorek) godz. 18.00 Oświęcim, Oświęcimskie Centrum Kultury ul. Śniadeckiego 24 
(wstęp wolny)

15.09 (piątek) godz. 16.30 Gdynia, Gdyńskie Warsztaty Podróżnicze, Pomorski Park Naukowo-Technologiczny (wstęp wolny)

październik - Warszawa: 
3.10 godz. 18.00 (wtorek) DK Kadr, ul. Rzymowskiego 32 
6.10 godz. 19.00 (piątek) DK Łowicka, Łowicka 21
.
.
.
.
.
#jedwabnyszlak #prelekcjapodróżnicza #namaste #podróżrowerem #festiwalpodróżniczy #pokaz  #spotkaniezpodróżnikiem #outdoorwomen #cyclinglife #travelblog #travelbike #podrozerowerem #outsideisfree #solowomancycling #solopodróż #solotraveller #biketouring #rowerem #rowerowapodróż #onmybike #roweremprzezświat #polskieblogipodróżnicze #lifeontheroad
Brittany is a little different France. No vineyard Brittany is a little different France. No vineyards here, but loads of castles, grazing cows and sheep, mostly rocky coast and wind. Pray so it blows at your back! 
I have planned for years and finally got there this summer. Lots to explore left there still though! 
.
.
.
.

#solotravel #cyclingnomad #cyclinglifestyle #francevelotourisme #francebybike #cyclingfrance #velonomad #cicloviaggiatori #outdoorwomen #cyclinglife #travelblog #inbici #travelbike #outdoor #podrozerowerem #outsideisfree #bretagne #wyprawarowerowa #solowomancycling #solopodróż #solotraveller #biketouring #rowerem #rowerowapodróż #onmybike #roweremprzezświat #cicloturismo #polskieblogipodróżnicze #lifeontheroad
The Lavaux vineyard area stretches between Lausann The Lavaux vineyard area stretches between Lausanne and Vevey on a terraced, steep northern slope of Lake Geneva overlooking the peaks of the Alps.  A beautiful lake and even rows of lush green vines always create a beautiful sight, but I was wondering why is it a UNESCO site?
 "Oh, just millionaires started buying up the land and building houses there, that was the only way to protect the place," explained Anna, a solo cyclist friend who lives nearby and whom I finally met after years of Facebook virtual acquaintance.
I left Geneva looking at the sky with justified concern, because the last days here there was a storm after storm.  Fortunately, during the ride along the lake, it cleared up and we could soak up the beautiful views.  Just like on Lake Garda, the views here are luxurious.  I passed the spas of Thonon les Bains and Evian - the latter is known for its bottled water brand.  Here I could drink it at the source for free, apparently it does well. It was also time for the last bath.  Unfortunately, in the evening I found myself on the Riviera, because that's what they call the shore between Montreaux, Vevey and Lausanne.  The density of people and buildings plus the most crowded week of the year and the long Swiss weekend did not bode well for accommodation, and that's exactly what happened.  There was one big disco on the coast and at the campsites, apart from the disco, were packed.  Like it or not, with no chance of wild camping - scared of being fined too - I went back 12 km to one of the earlier campsites. It was packed, but I didn't care as I put my tent up at midnight.
The decision to skip cycling through southern Switzerland and the higher mountains was not easy, oh no.  I returned to it several times, but the weather madness was the reason.  So if you are looking for a flatter Switzerland, I recommend the trail along the lakes and rivers, i.e. the northern part of the country. 
.
.
.
.
.
#solotravel #cyclingnomad #switzerlandbybike #cyclingswitzerland #outdoorwomen #lacleman #lavaux #swizerlandtourism #cyclinglife #travelblog #inbici #travelbike #outdoor #podrozerowerem #outsideisfree #wyprawarowerowa #solowomancycling #solopodróż #szwajcaria
Neglectig Instagram continued.. this photo is a fe Neglectig Instagram continued.. this photo is a few weeks old, but well.. do many wonderful places visited the last months mostly due to #housesitting that it's hard to remember. After Lago di Garda I enjoyed Piemonte and Val d'Aosta and having a few weeks before another assignment I decided to go to north of France. Started with a nice bicycle path along La Seine river. Idyllic landscape, multiple castles with the impressive medieval fortress of Château-Gaillard overlooking the meanders of the Seine, flanked by limestone cliffs.. cycling in France can get as easy and enjoyable as that .. Pushing my bicycle through the chinese Tian Shan feels like an old, unbelievable story here
.
.
.
.

#cyclingfrance #hobolife #womenonbikes #kobietanarowerze #outdoorwomen #cyclinglife #travelblog #travelbike #freedom #outdoor #outdoorwoman #outsideisfree #solowomancycling #solopodróż #solotraveller #biketouring #rowerem #onmybike  #polskieblogipodróżnicze #lifeontheroad #bikewander #outsideisfree  #solotravel #worldbycycling #bicycletouring #cycling #bybike #lifeofadventure #francebybike #seineriver
- What are you doing here, are you traveling alone - What are you doing here, are you traveling alone?  asked Marco in front of Lidl seeing me packing my groceries. It's still the cheapest market in Italy and sometimes I buy there, although the amount of packaging plastic they use makes me sick. And it was in this market in Peschiera del Garda that I heard the biggest mix of languages for weeks, which made me even more surprised that anyone paid attention to me at all.
 - Do you want to sleep wild?  There are places by the lake, but not here. You can stay at my place if you like, but it's 15 km away - he added. 
Not this time, I was going the other way. 
When at the end of my stay in Tuscany I received a housesitting offer by Lake Garda, I thought to myself - why not?  I was here only once by bike. I've also decided to cancel housesitting gigs in Spain for other reasons.
The lake area is kind of luxurious, a nice change.
This is the largest lake in Italy, an extremely picturesque place.  As befits its post-glacial origin, it is long, the circumference is 160 km and in the northern section it bites into high mountains. Turquoise water, green trimmed lawns and high mountains on the horizon.Very touristy, but it's enough to cycle 5 km from the coast you embrace rolling hills, vineyards, crops and it's very normal and still beautiful.
But nature is not doing so well. Water level in Lake Garda is at its lowest in decades. In the face of the worst flooding in the Po Valley in over years, it's like a paradox. The lakes aren't just views but large bodies of water used in agriculture and power plants. The German press warned their readers,thousands of whom come here on holiday: "Lake Garda is so low that diving is dangerous."
Ps. If you want to support my travel you are welcome. Link in bio. 
Ps.2 I still am more often on FB
.
.
.
.
#solotravel #cyclingnomad #italiainbici #italybybike #cyclingitaly #bicicletta #cicloviaggiatori #outdoorwomen #cyclinglife #travelblog #inbici #travelbike #podrozerowerem #outsideisfree #solowomancycling #solopodróż #housesittinglife #solotraveller #biketouring #rowerem #rowerowapodróż #onmybike #roweremprzezświat cicloturismo #polskieblogipodróżnicze #lifeontheroad
I don't like numbers and don't count on them in th I don't like numbers and don't count on them in the summary of my trip around Sardinia.  I don't know how much I pedaled, what is the sum of elevation gains and stuff.  But wait, I know something! - I spent 16 days there and saw only part of the island. 
This place immediately won my heart, although I would rather avoid it during the season.  The beaches are insane, but it was too cold to swim. And too windy, although if you're lucky the wind blows in your favour. And maybe the prices, it's more expensive than on land.  Hills and mountains nearly everywhere.
Adventages? Nature, vast space, people, traces of indigenous people who once inhabited the island.  Mysterious Nuraghi Towers.  The enormity of traditions that are cultivated for the Sardinians, not for tourists. 
But let's finish describing my tour. I reached the town of Bosa, probably the most charming Sardinian town, where colorful houses are located on the mountainside and there is a castle on top of it. I haven't discovered whether it's a custom or whether painting houses is for tourists, but the fact is that in many Sardinian cities houses have facades in vivid colors and so is Bosa. I walked around the streets of Bosa a bit, ate ice cream and started rolling a few hundred meters up. Instead of the main road, I chose a smaller, more winding and with a greater dose of climbing, which usually provides more attractions and scenic impressions.  You wander through small villages where people say hello and ask where you are from.  Thanks to this, I came across two local celebrations on Sunday, which are related to religion, and on Monday the third one.  Phew!  The most interesting were tractors in floral styling, which later took part in the procession.
.
.
.
.
#italiainbici #italybybike #cyclingitaly #cicloviaggiatori #outdoorwomen #cyclinglife #travelblog #inbici #sardegna #sardynia #cyclingsardegna #sardegnainbici #travelbike #outdoor #podróżerowerem #outsideisfree #solowomancycling #solopodróż #solotraveller #biketouring #rowerem #rowerowapodróż #onmybike#naturelover #roweremprzezświat #polskieblogipodróżnicze #lifeontheroad
The winds will blow as they want my mother used to The winds will blow as they want my mother used to say - and in Sardinia the winds usually blow counter-clockwise.  When I reached Olbia on the east coast of Sardinia, I should have started cycling west. However, I was too keen to see the feast of Saint Efisio in Cagliari in the south of the island, so I decided to go there by train and disturbed this windy order. I got off the station before the city to find a quiet corner behind a bush for the night.  From there I went to Cagliari.
I saw the amazing fiesta and crawled out of town slowly.  Islands are islands, you can always count on wind blowing there.  And it blew right in my face.  I did 20km that afternoon and didn't enjoy it at all.
 I had an ambitious plan to conquer the interior and the east of the island, which is famous for its beauty, and it was.  Huge spaces, greenery, grazing cattle... we like it that way.  Extremely steep climbs and my bike loaded after the winter did their job - two days of struggling with them reduced my urges to push east, which is considered the most beautiful part of the island.  Willingly or not, after seeing the UNESCO site which are the ruins of the Bronze Age village in Barumini, the people of Sardinia called the Nuraghias, I climbed even higher and then went back to the sea to Oristano and packed the train back to Olbia.  Just to go with the wind along the coast. I wanted to see some of this emerald sea.  So I did, cycling the Costa Smeralda. The sun was shining beautifully, I didn't feel like taking a bath or staying in the sun. It's still too cold.  But the views alone are enough for me.
Nature are Number One in Sardinia.  The architecture was unobtrusive, not to say ugly.  Surprise. After seeing the gems of Tuscany and Puglia, this was a bit of a disappointment.  But, there are beautiful murals everywhere!
.
.
.
.
#italiainbici #italybybike #cicloviaggiatori #outdoorwomen #cyclinglife #travelblog #Sardynia #inbici #sardegna #sardegnainbici #travelbike #outdoorlife #podrozerowerem #sant'efisio #outsideisfree #solowomancycling #solopodróż #solotraveller #biketouring #rowerem #rowerowapodróż #onmybike #roweremprzezświat #polskieblogipodróżnicze
On my last, or penultimate, weekend in Tuscany thi On my last, or penultimate, weekend in Tuscany this spring, I was to wind my way through the roads of the Chianti hills. Yes, that's where the ones famous of wine-making (in the store ask for "kianti", not "cianti") and the place of the beginning of the l'Eroica bike race. I was there 10 years ago, and all in all, the hills around me are plentiful, but just to refresh my memory, stretch my calves and catch the first sun? I don't live too close, the cats had company over the weekend so I thought - well, how about a two-day trip? 
I didn't want to pack all the lodging equipment for one night, but two accommodation search engines had bad news, however - in an area of 150 km x 100 km for the night from Saturday to Sunday there was not a single vacant accommodation! Seriously. On the second one the cheapest offers for more than 200 EUR.  The long Italian weekend has begun (April 25, Italy celebrates "Festa della Librazione" - Liberation Day). On top of that, the region is mega-touristy, and there is no camping apart from Siena. Let’s pack up, well. 
Set off slowly like a tortoise ... past Asciano I entered, in the sense of pushed, on the famous white gravel roads, along which the route of the Eroica race leads and then even more slowlier!  I was occasionally passed by cyclists travelling light and on E-bikes, because that's the only way they cycle here. Envious. Eroica roads are for eagles or I need to revise my physical capabilities. I don't know what killed me more, the steepness of the roads or the number of motorcyclists on their roaring machines, but by the evening I decided that I've had and seen enough, I'm going back. And those dozen kilometers of return home in the dark - because nearly no vehicles anymore, listening to the sounds of the night, were perhaps as beautiful as the Tuscan and Sienese landscapes in spring.
And in a few days, a new cycling stage.
.
.
.
.
#italiainbici #italybybike #cyclingitaly #travelbike #eroica #asciano #outsideisfree #cicloviaggiatori #outdoorwomen #cyclinglife #travelblog #inbici #cretesenesi #toscanainbici #solowomancycling #solopodróż #solotraveller #roweremprzezświat #podróżerowerem #wyprawarowerowa #kobietanarowerze
"Natale con i tuoi, Pasqua con chi vuoi", "Christm "Natale con i tuoi, Pasqua con chi vuoi", "Christmas with the family, Easter with whoever you want" - according to this saying, Easter in Italy is often spent away from home, with family or friends.  The beginning of the picnic season, one might say, the welcome of spring.  Children are given chocolate eggs.  Accommodation places are booked long before Christmas.  Although you can't generalize - in many homes everything from A to Z is cooked.
The Easter traditions hold strong in the south of the country, in Sicily and even in Puglia, but although I was hoping to participate, unfortunately I was not able to be there at that time again.  The processions that take place on Good Friday, are very solemn and gather hundreds of participants.  I really like to peek at local customs, but in Tuscany there is not much to see 🙃, unless watching hundreds of visitors would count as such.  It's interesting that when I searched (in three languages) for "Easter in Tuscany", I mainly see offers of accommodation and trips.  When I searched for "Easter in Puglia", the search engine shows mainly religious rites and local traditions.

This year spring is late, the trees are blooming, but the leaves are still on hold. Three days ago we had frost at night, it's supposed to rain during Easter. In fact, it's just about to start.  Yes, I've seen what's going on with the weather in Poland, I'm not complaining! 

So I jumped on my bike before this rain for a pre-Easter bike ride to Trequanda. I haven't been there yet this year.  This is another insanely picturesque road with a view of Monte Amiata and Crete Senesi.
 I enclose a handful of photos to whet your appetite for Tuscany and wish you a good Easter time.  Rest and live it as you like.
.
.
.
.
#italiainbici #italybybike #cyclingitaly #outdoorwomen #cyclinglife #inbici #valdichiana #trequanda #toskania #cretesenesi#toscanainbici #travelbike #outdoor #outdoorwoman #outsideisfree #solowomancycling #solopodróż #solotraveller #biketouring #rowerem #monteamiata #rowerowapodróż #onmybike #wyprawarowerowa #roweremprzezświat #polskieblogipodróżnicze #lifeontheroad #bikewander #solotravel #worldbycycling
Load More... Follow on Instagram

Wkrótce jadę do?

Polska!

Najpopularniejsze wpisy

  • Sandały do turystyki rowerowej – Teva, Keen, Source, Shimano.. jakie wybrać?
  • Ewcyna
  • Transport roweru samolotem – jak to ogarniam? Moje doświadczenia
  • Niezbędnik czyli co mi się przydaje w podróży?
  • Wiślana Trasa Rowerowa w Małopolsce. Część wschodnia: Kraków – Szczucin (i okolice)
  • Rowerem przez Pomorze Zachodnie – Stary Kolejowy Szlak (Kołobrzeg – Złocieniec)
  • Podróż solo rowerem przez Iran okiem kobiet (Solo woman cycling in Iran – is it a no-no)
  • Podróże
  • Podróż pociągiem we Włoszech – przewóz roweru. Praktyczny przewodnik
  • Wiślana Trasa Rowerowa w Małopolsce. Część zachodnia: Brzeszcze – Kraków (i okolice)

Kategorie i tematy

Albania Armenia Azerbejdżan Azja Bez kategorii Bliski Wschód Bośnia Bułgaria Bułgaria rowerem Chiny Chorwacja Czarnogóra Czarnogóra/ Kosovo/ Macedonia/ Bułgaria Europa Filipiny Francja / Szwajcaria Grecja Gruzja Iran Japonia Jedwabny Szlak Kambodża Kaukaz Kirgistan Korea Południowa Laos Myanmar (Birma) Oman Polska Polska - Polska Wschodnia praktycznie PRZEMYŚLENIA Rumunia Serbia Tajlandia Turcja Ukraina Ukraina - Krym USA Uzbekistan Wietnam Węgry Włochy Włochy Zjednoczone Emiraty Arabskie

Ikony facebook, RSS, Mail

Archiwum

Zaglądam do

  • Bicycle.pl
  • WorldBiking.info
  • Cycling Duch Girl
  • Podróżerowerowe.info

Tagi

Azja rowerem Bałkany rowerem Birma Birma rowerem Burma by bike Chiny Chiny rowerem cycling Burma cycling China cycling Japan cycling Korea cycling Laos cycling Myanmar cycling Philippines cycling USA ewcyna Filipiny rowerem Grecja rowerem Hokkaido Iran kobieta rowerem Japan by bike Japonia Japonia rowerem Jedwabny Szlak rowerem Kambodża rowerem Kambodża rowerem. rowerem po Azji Korea by bike Korea rowerem Laos by bike Laos rowerem Myanmar by bike not for speed Philippines by bike podróże rowerem Polska rowerem rowerem po Azji samotna podróż rowerem Tajlandia Tajlandia rowerem Urumczi USA rowerem Wietnam rowerem Włochy rowerem Xinjiang Yunnan

  • Facebook
  • Instagram
  • Email
  • Rss

@2019 - All Right Reserved. Created by WP Doctor


Back To Top
Ewcyna
  • BLOG
  • Ewcyna
  • KRAJE
    • AMERYKA PÓŁNOCNA
      • USA
    • Azja
      • Turcja
      • Kirgistan
      • Japonia
      • Filipiny
      • Myanmar (Birma)
      • Chiny
      • Korea Południowa
      • Tajlandia
      • Laos
      • Kambodża
      • Wietnam
      • Uzbekistan
    • Polska
    • Bliski Wschód
      • Zjednoczone Emiraty Arabskie
      • Oman
      • Iran
    • EUROPA
      • Bułgaria
      • Grecja
      • Włochy
      • Rumunia
      • Ukraina
      • Ukraina – Krym
      • Węgry
      • Francja / Szwajcaria
      • Czarnogóra/ Kosovo/ Macedonia/ Bułgaria
  • PRAKTYCZNIK
    • Kraje
      • Japonia praktycznie
      • USA
      • Birma (Myanmar)
    • Azja rowerem praktycznie
    • Niezbędnik czyli co mi się przydaje w podróży?
    • This is a men’s world.. czy kobieta w samotnej podróży musi się bać?
    • Odzież zimowa na rower – co się sprawdza?
    • Sandały do turystyki rowerowej – Teva, Keen, Source, Shimano.. jakie wybrać?
    • Sprzęt i akcesoria w podróży rowerem – co mi się przydaje?
    • Transport roweru samolotem – jak to ogarniam? Moje doświadczenia
    • Rowerem w świat – poradnik dla kobiet
  • Podróże
  • WSPÓŁPRACA
  • WYDARZENIA
  • MEDIA