Zjeżdżałam z przełęczy już wcale nie we mgle – co za ulga. Miało się ku wieczorowi więc rozglądałam się za miejscem noclegowym choć w duszy marzyło mi się jakieś suche lokum. No i prawie prawie się udało. Zauważywszy na pierwszy rzut oka miłe miejsce nad rzeką skręciłam do jakiejś wioski. Miejsce okazało się być po bliższym poznaniu jednak niezbyt przyjazne, ale za to zauważyłam przepiękną zieloną trawkę (oj wyczulona jestem na taką trawkę..) prze jakimś budynkiem. A – pomyslałam sobie – zapytam, co mi szkodzi.
Jakież było moje zdziwienie, jak w środku przywitał mnie regularny gaijin! (to określenie na obcokrajowców, podobno mało fajne, no ale jesteśmy gaijin i tyle). Andy okazał się być Nowozelandczykiem, który pracuje dla mieszczącej się w tym budynku firmy organizującej wszelkiego typu aktywności outdoorowe typu „survival and adventure” tj. kajaki, skoki na bungee i inne. Pracowało tam także kilka innych osób z antypodów w biurze i kilkoro Nepalczyków obsługi.
Wkróce przyjechała właścicielka, przemiła Japonka Naomi, która wraz z mężem Australijczykiem prowadziła ten biznes. Sam budynek był przepiękny i klimatyczny, okazał się być starą szkołą zaadaptowaną teraz do innych celów.
Pomyślałam sobie, że mam dużo szczęścia i że spędzę miły wieczór na rozmowach.. no, ale trochę się przeliczyłam albo byłam rozpuszczona poprzednimi gościnami. Ludzie byli mili, ale nie skorzy do zaprzyjaźniania się.. choć mnie to nieco zdziwiło. Pytali czy chcę skorzystac z kuchni, ale nie chciałam korzystac z kuchni bo mam swoją, tylko usiąśc i pogadać.
Ale nie zdziwiło mnie jednak to podejście jak zobaczyłam właściciela. Bufonowaty.. przeciwieństwo żony.
Miłym akcentem było to, że nie było problemuyu z wzięciem prysznica i wysuszeniem ciuchów.
Następnego dnia pojechałam dalej zachwycając się ponownie krajobrazami. Droga była spokojna a przełomy rzeki i inne okoliczności przyrody spektakularne. W pewnym momencie zauwazyłam most, skręciłam i.. zobaczyłam Nepalczyków, których widziałam w szkole. Okazało się, że tam właśnie urządzają skoki na bungee, w tym momencie dla pary młodych Japończyków. Od slowa do slowa powiedzieli mi, że przyjeżdzają tu co sezon, gdyż ów Australiczyk jest właścicielem takiego biznesu również w Nepalu. Boss jednym słowem całą gębą.
Ale dla mnie środkowe Hokkaido to kwintesencja uroku tej wyspy. A jak ktoś lubi jeszcze inne aktywności niż rower to już w ogóle.
Szkoła
1,2K
previous post