Chiny z lotu ptaka wyglądały malo zachęcająco. Najpierw pustynia, potem łyse pasma górskie a na koniec równie szarobury smog na Szanghajem, przez który nic nie można było dostrzec. Mój rejsowy KLM wylądował z opóznieniem (ale wylądowal) w związku z tym Zocha, która leciała z Wrocławia Lufthansa była przede mną. Kilka smsów i zlokalizowałysmy się bez trudu.
Pierwszy raz w Chinach, tak, to się czuje. Zapierające dech w piersiach wieżowce sąsiadują z malymi uliczkami, na których kwitnie handel dobrem wszelakim, jeżdża rozklekotane rowery i bezszelestnie sunące motorki. Swiatła na przejściu dla pieszych służą głównie dla ozdoby – póki co udało się ujść z zyciem :). Nie sposób było nie sprobowac specjałow z przydrożnych knajpek, najbardziej przypadły nam do gustu peirwozki wonton. Wielka micha w gorącym rosole za całe 5-6 zl.
Zaczęła się moja rowerowa przygoda z Azją. Nie wiem dokładnie ile potrwa i jak wieść będą szlaki. Częściowo plan na pierwsze pól roku jest określony wizami, które już zobie wyrobiłam – Chiny, Filipiny, Birma, Tajlandia. Bardzo chcę tez pojeżdzić po Korei, a moze tez wpaść do mojej ukochanej Japonii?
A tymczasem za kilka godzin lecimy do Manili na Filipiny, gdzie trzeba będzie sie zmierzyć ze zlożeniem nowego roweru i zacząć w końcu prawdziwe rowerowanie. Pierwsze 3-4 tygodnie z Zochą, co jest już niemal standardem, a potem sama tam gdzie koła się potoczą.
Shanghai nieowerowerowo
1,1K
previous post
6 comments
Witaj Ewa 🙂
ależ byłam podekscytowana pojawieniem się nowego wpisu !
dziękuję za relację fotoreporterską – a w szczególności za zdjęcia jedzenia(to mnie zawsze najbardziej interesuje)
przyjemnej podróży do Manili i sprawnego składania roweru 😉
do następnego
Ewa
Ale Ci szybko poszło z info na blogu. Dzięki za update. W Szanghaju człowiek zmienia pogląd na to, gdzie jest centrum współczesnego świata. Może udałoby ci się umieścić na blogu trochę smaku i zapachu miejscowego jedzonka :).
Pozdrów Zośkę i miękkiego lądowania w Manili. Jak byście miały jakieś trudności, pamiętajcie, że na Filipinach wszystko da się kupić za „dolara”.
Dziekuje wam bardzo.
Wyladowalysmy miekko, ale potem juz bylo mniej przyjemnie. Oslabiajace goraco, widoki bezdomnych ludzi i nagich dzieci spiacych na ulicach, bieda, brud, bieda.. i proba regularnego wykiwania nas przez lokalnego nciagacza – ratowalysmy sie ucieczka wpoprzek glownej trzypasmowki i bylo troche strachu.
Mamy nadzieje, ze rowery nie odmowia posluszenswa bo wiele czasu sie z nimi biedzilysmy i skoro swit zamierzamy opuscic to miasto. Mam nadzieje, ze potem bedzie juz tylko lepiej…
Z wypiekami na twarzy przeczytałem pierwsze wpisy na Twoim blogu. Każda taka Twoja wyprawa rowerowa zapewne zmienia Ciebie i uczy nowego widzenia świata. Pokazuj ten świat jak go postrzegasz poprzez słowa i zdjęcia , co zapewne zmienia też widzenie świata nas wirtualnie podróżujących z Tobą.Pozdrowienia dla Ciebie i Zosi….
Ewo! Zosiu!
Będę z Wami cały czas mentalnie. Zdjęcia z Szanghaju świetne. Niech sobie chociaż popatrzę i poczytam jak tam zwykli ludzie sobie żyją. Bo Azjatów to widziałam tylko w Europie.
Dziewczyny trzymam za Was kciuki!!! Wesołych Świąt, gdziekolwiek jesteście:-)