11 lat życia na rowerze. Europa

by Ewcyna
Europa rowerem trasy rowerowe

Po powrocie z Jedwabnego Szlaku byłam pewna dwóch rzeczy – nie chcę osiadać w Warszawie. A właściwie – jak na razie w ogóle „osiadać”. Szarobure dni skutecznie doprowadzają mnie do deprechy, a niedosyt rowerowania zimą odbija się źle na mózgu i talii. Drugie pragnienie to trochę przykręcić „jeżdżeniową” śrubkę. Dla złapania kontekstu odsyłam do pierwszej i drugiej części historii mojego życia w drodze, na rowerze.

Chciałam posiedzieć dłużej na tyłku, nie tylko w siodełku. Ciągłe przemieszczanie zaczęło mnie męczyć – fizycznie i psychicznie. Z jednej strony cudownie jest być wolnym, czerpać z życia i poznawać świat, ale coraz częściej miałam wrażenie, że jednocześnie coś mnie omija. Spotykałam ludzi w przelocie, nie miałam czasu czytać, rozwijać się, a moje luki w wiedzy powszechnej – tej ważnej i tej zupełnie zbędnej – rosły w zastraszającym tempie (kto jest prezydentem Francji? Co to ten tajemniczy Netflix?). Miałam potrzebę posiedzieć z książką (teraz celuję w audiobooki) i w końcu podejść do… pisania mojej. Tak, tak – to się zaczęło właśnie wtedy!

Reasumując – chciałam wyjechać, ale gdzieś bliżej. Na moim radarze wędrówkowo-stacjonarnym była Turcja. Nabrałam chęci już latem, ale ominęłam wtedy południowe wybrzeże z powodu upałów i tłumów. Turcja była (jest?) tania, a słońce lubi tam gościć (choć, jak się okazało, zimą na zmianę z wichrem i ulewą). Miałam szczęście – wynajem mieszkania ogarnęłam szybko, choć jeszcze przez kilka tygodni zalegałam na kanapach u przyjaciół i rodziny. Nie wiem, czy im się kiedykolwiek odwdzięczę.

Cypr rowerem zimą

W połowie grudnia 2018 roku wylądowałam na Cyprze. Dwa tygodnie świąteczno-noworoczne na wyspie Afrodyty minęły bez żadnej celebracji, a potem wsiadłam na prom i znów byłam w Turcji. Planowałam jechać na zachód, w stronę Alanyi – 300 km serpentyn nadmorskich, wiatr w twarz, ja, rower i tona bagażu.

Napotkany lokalny cyklista polecił mi na nocleg tzw. dom nauczyciela – są to hotele dla kadry nauczycielskiej, ale jak jest miejsce może nocować każdy. Hotel był nowy, położony nad samym brzegiem morza. Najtańsze pokoje kosztowały 35 lir co wtedy było równowatością 8 EUR. no i zamiast jednej nocy zostałam .. dwa tygodnie. Śniadania były obfite i pyszne.. w restauracji z widokiem na morze spędzałam przy śniadaniach godzinę dokładając sobie sera, warzyw i oliwek i kontemplując widoki. No i jeżdżąc tu i ówdzie rzecz jasna.

Odpaliłam w końcu moje dwa kółka, ale po przejechaniu kolejnych 200 km zameldowałam się …w innym Domu Nauczyciela, gdzie widoki z mojego pokoju były jeszcze piękniejsze, a śniadania jeszcze lepsze. Miałam pokój na ostatnim piętrze z panoramicznym widokiem od rana do wieczora, tak pięknym, że zbierałam szczękę z podłogi. Między jej zbieraniem, czytaniem, pisaniem, jeżdżeniem po okolicy i wizytami w miejscowej lokandzie (gdzie można było przepysznie zjeść), co tydzień szłam do recepcji przedłużyć pobyt. I tak „ogretmenevi” – domy nauczyciela – stały się moim pierwszym punktem odniesienia przy szukaniu noclegu w Turcji. Latem nigdy nie było w nich wolnych miejsc, ale zimą i owszem.

Siedziałam tam 5–6 tygodni, ale przy każdej kolejnej rezerwacji myślałam: fajnie, ale ta kasa zjada mi cały dochód, czyli czynsz za mieszkanie w Warszawie, a oszczędności z Chin topnieją. I wtedy przypomniałam sobie o housesittingu – czyli opiece nad zwierzakami w ich domu w zamian za mieszkanie, pomyśle zaczerpniętym od innych podróżników. Zapisałam się na jeden z portali, wysłałam pierwsze zgłoszenie, błyskawicznie dostałam odpowiedź, pogadałam z właścicielami i… dostałam zaproszenie do Toskanii! Na prawie miesiąc. No dobra, miałam mnóstwo szczęścia.

I tak na początku marca 2019 poleciałam z Alanyi do Rzymu, a potem popedałowałam na północ.

Znalazłam się w raju: trzy koty Maine Coon,  domek z widokiem na toskańskie wzgórza, świetni właściciele.

dom w Toskanii
Catsitting w Toskanii – jedna z podopiecznych
Mgły nad wzgórzami Toskanii – magiczny widok

Tak zaczęła się moja przygoda z housesittingiem, który od 2019 roku reguluje moje logistyczne ruchy. Do domku i kotów w Toskanii wracałam potem pięć razy o różnych porach roku.

Housesitting jest odpowiedzią na moje potrzeby, ale to ryzykowna gra. Ustalone miejsce może z godziny na godzinę „wylecieć w kosmos” i zostaję na lodzie. Tak było 3 lata temu, kiedy jednego dnia odwołano dwa miejsca, gdzie miałam spędzić kilka miesięcy. Nie mam zapewnionego dachu nad głową w 100, a nawet w 50 procentach, ale też nie zawsze tego chcę. Szukam miejsc głównie na zimę, bo jak tylko robi się cieplej, odzywa się we mnie nieodparta chęć rowerowej eksploracji świata.

Pieniądze nie leżą na ulicy, bo chętnie bym podniosła. Te z Chin się skończyły, więc znów trzeba było pogłówkować. Postawiłam na międzynarodowy certyfikat z nauczania angielskiego i planowałam polecieć do Wietnamu, by podreperować budżet. Zapożyczyłam się, by go zrobić, poleciałam do Barcelony. Wtedy gruchnęła pandemia.

Nagle nie miałam ani mieszkania, ani możliwości podróży, ani pieniędzy, ani certyfikatu. Groziło mi spanie w namiocie albo budowa szałasu w lesie, ale Asia i Kamil, jedni z Was, wspaniałomyślnie udostępnili mi swój domek na Mazurach. Dziękuję Wam! Tam, w zupełnym spokoju, przeczekałam pierwsze miesiące pandemii. Kurs udało się skończyć online. Piszę o tym, żeby rozwiać romantyczną aurę tego „życia na rowerze” – od zaplecza bywa różnie. Potem podczas pandemii pomieszkałam na własnych włościach w Warszawie, ucząc w szkole językowej. Gdy sytuacja się poprawiła, znów ruszyłam w drogę. Na południe, w stronę słońca oczywiście 🙂

Kilkakrotnie wynajmowałam sobie jakieś miejsca zwykłą drogą na kilka tygodni – Airbnb np. w Czechach i Chorwacji. Przed wojną na Ukrainie było to molżiwe, potem ceny skoczyły.

Czechy rowerem

I tak turlam się po Europie. Końca nie widać!.

Polska rowerowo

jest super! – od wiosny do wczesnej jesieni. Zdjęcia są tylko z 2021 roku – aż się zdziwiłam, byłam chyba wszędzie 🙂

Odkryłam, że Europa rowerowo ma coraz więcej do zaoferowania. I choć jazda po sznurku tras rowerowych nigdy mnie nie interesowała, okazuje się, że czasem to nawet fajne – nie musieć uważać na samochody, przysiąść albo i przenocować przy jakimś miejscu postoju. Ale dawkuję je sobie z umiarem. Po dwóch dniach na jednej z tras Eurovelo, jadąc wzdłuż rzeki i wysłuchawszy tony podcastów, musiałam z niej zjechać „dla zdrowotności”. Za łatwo było.:)

Włochy trasy rowerowe

Włochy przejechałam wzdłuż i wszerz, choć do kompletu brakuje północnego zachodu. Policzyłam, że w ubiegłym roku zrobiłam częściowo 36 tras. I kurczę jest ich tam więcej. Liczę na to, że choć w okrojonej formie, ale wypuszczę ten ebook.

Toskania w wersji off-road

Francja rowerem

to bajka. Mój ulubiony kraj, choć sporo w Europie mam do odkrycia. Było Lazurowe Wybrzeże, Oksytania, Akwitania, Alzacja, Jura, kawałek Burgundii, Normandia, Bretania, okolice Paryża.

Jest jeszcze Szwajcaria, Słowenia, Węgry, Czechy, trochę Austria, Niemcy.

I wciąż tyle tu do odkrycia, tyle zachwytów, że dalekosiężne rowerowe plany odkładam na później.

Na zakończenie – dziękuję!

Jeśli doczytałeś/doczytałaś do końca – brawo! Jestem naprawdę wzruszona, że ktoś poświęcił tyle czasu na mój kawałek życiorysu. Dziękuję.

Co dalej? Ile jeszcze tak będziesz żyć? A ja sama nie znam odpowiedzi. Wiem tylko, że dopóki w sercu czuję radość, gdy wsiadam na rower, dopóki mam w sobie ciekawość świata i ludzi, dopóki zdrowie pozwoli mogę dzielić się tym z innymi – to chcę to robić.

To, że tu jesteście, czytacie, komentujecie, wspieracie mnie miłym słowem – to dla mnie ogromnie dużo znaczy. Jeśli macie ochotę wesprzeć mnie także finansowo – dorzucić cegiełkę do kolejnych kilometrów i dorzucić noclegu – ogromnie dziękuję.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Wiosna już tu jest, wstępne plany są, ale mam jeszcze misję do spełnienia. O tym wkrótce.

You may also like

4 comments

Olga de Żbik 27 luty 2025 - 21:02

Chyba będę wracać i zaglądać do tej Twojej długiej i pięknej historii! Dzięki za te posty, a tymczasem stawiam kawę i pączka, bo dziś Tłusty Czwartek – we Włoszech teraz na pewno zjesz też coś pysznego 🙂

Reply
Ewcyna 27 luty 2025 - 21:38

Oj tak mi miło!
Dziękuję serdecznie. Tu się bardziej podobno celebruje ostatki, więc nie omieszkam pozwolić sobie na rozpustę wtedy – zwłaszcza, że będę już w trasie. Pozdrawiam!

Reply
Marek Milik 28 luty 2025 - 20:29

Czytam wszystkie Twoje relacje, bardzo dużo się dowiedziałem. W całej mojej rodzinie właśnie Włochy są ukochane. W tym roku złożyłem dla żony rower ze wspomaganiem elektrycznym, ja mam taki sam. Wygląda jak normalny .Po wyjęciu baterii można zauważyć na przednim kole bębenek trochę większy niż dynamo i nieduża płytka bazowa do mocowania na dolnej ramie. `Praktycznie nie widać że to elektryk. Czy mam szansę przewieźć je Flixbusem ,z Triestu do Warszaway , jeżeli schowam baterie do sakwy? Bo chyba nie mają uprawnień do rewizji i sprawdzania bagażu? Czy masz jakąś wiedzę w tym temacie

Reply
Ewcyna 28 luty 2025 - 20:44

Cieszę się, że moje relacje się przydały.
Co do pytania – nie rób tego. Po tym, jak mojemu koledze spłonął dom od niewinnej baterii zrozumiałam, dlaczego są zabronione do przewozu.

Reply

Leave a Reply