Siedemnaście mgnień wiosny

by Ewcyna

P1060388

Luty. Zostawiam za sobą błękit nieba słonecznej Hellady i wpadam w mglistą szaroburość przestrzeni Europy Środkowo-Wschodniej. Gdy tylko stawiam nogi na płycie lotniska w Modlinie wilgotne płatki zacinającego śniegu z deszczem oblepiają mi twarz i powoli ściekają lodowatą strużką na dekolt. Szybko wyciągam z sakwy czapkę i rękawiczki, które natychmiast idą w użycie. Mam ochotę zawrócić i wsiąść w samolot, który za godzinę zawraca na grecką ziemię. Resztkami rozsądku zmuszam się do pozostania na miejscu, ale jeszcze kilkanaście dni zajmie mi przejście do porządku dziennego nad dość radykalną zmianą aury. Psioczę pod nosem i mam ochotę tupać ze złości jak dziecko… no, ale „sorry, taki mamy klimat” myślę sobie. Witaj w domu, krnąbrna dziewczynko.

Marzec. Jeżdżę i opowiadam, dorosłym, młodzieży i dzieciom, w klubach, bibliotekach i na festiwalach. Z zaplanowanych trzech czy czterech spotkań robi się kilkanaście a ja odbywam niemal prelekcyjne tournée po Polsce. Podobno nawet jest ciekawie!

DSC_0007[1]

Muszę Wam coś zdradzić. W mojej szkolno – zawodowej przeszłości na samą myśl o tym, by wystąpić publicznie oblewał mnie zimny pot. Katorga i stres, co było widać, słychać i czuć. Moja czołgająca się po piwnicach na poziomie -1 samoocena robiła krecią robotę, a tu proszę – nie tylko mi się podoba, to całe dzielenie się doświadczeniami z azjatyckich dróg, ale innym z reguły też. Nie mam w zwyczaju siebie komplementować, ale tez nie mam powodu, by nie wierzyć temu, co słyszę wielokrotnie. Dziękuję za to, że przychodzicie na spotkania (w nadchodzącym tygodniu jest jeszcze jedno w Krakowie) i za te niezwykle miłe słowa. To chyba tak jest, że jak się coś kocha i robi z przekonaniem, to się udaje, bo jest autentyczne.

Czy mogę spytać, przed czym Pani ucieka? Myślałem, że wejdzie zasuszona, zmęczona życiem kobieta a weszła uśmiechnięta, uciekająca panna młoda – takimi słowami poczęstował mnie jeden z uczestników spotkań. Nie mam pojęcia, czemu tak myślał, co ma w ogóle piernik do wiatraka, ale odpowiadając dość nieprecyzyjnie jemu i innym – nie wiem czy przed czymś uciekam. Może trochę, przed jakąś rutyną? Zawsze lubiłam się przemieszczać, zmieniać otoczenie i tak mi najwyraźniej zostało. Rower mi w tym z reguły pomaga.

Moja kochana licealna klasa a szczególnie kilka jej przedstawicielek sprawia mi ogromna radość współorganizując spotkanie w bibliotece w rodzinnym Sochaczewie i pojawiając się tam licznie. Ej, dziewczyny i chłopaki – uwielbiam Was! Gdy po latach rozmawiamy czuję się, jakby czas się cofnął do klasy maturalnej. Nic się nie zmieniliście, ani trochę. Było super.

Odnoszę wrażenie, że znalazłam się w barwnym tunelu ludzkiej życzliwości. Odwiedzam miasta, goszczę u niezwykłych ludzi, którzy obdarzają mnie swoim czasem, rozmową, jedzeniem i wolnym łóżkiem w mieszkaniu – czuję, jakbym była podawana z jednych gościnnych rąk do drugich. Niektórych z Was wcale wcześniej nie znałam, ba- bywa tak, że nawet nie mam możliwości poznać, bo dostaję klucz do mieszkania a lokatorzy (hello Kajtostany – dzięki!) wybywają gdzie indziej w Polskę. Nie chcę wymieniać każdego z osobna, każde spotkanie to dla mnie ważne i przemiłe przeżycie. Wszystkim ogromnie dziękuję. To niezwykły czas.

Przeżywałam każde spotkanie, ale szczególnie fakt zaproszenia do uczestnictwa w największym festiwalu podróżniczym w Polsce jakim są spotkania Podróżników, Żeglarzy i Alpinistów KOLOSY w Gdyni. Prezentacja z podróży jest tam jednocześnie jak się okazuje nominacją do nagrody, takim swoistym podróżniczym Oskarem. Choć zupełnie nie panuję nad przydzielonym czasem i „dojeżdżam” w opowieści jedynie do Chin cieszę się bardzo, że mam szansę zaprezentować się przed kilkutysięczną publicznością, która przybywa do Gdyni. Z perspektywy czasu dochodzę do wniosku, że jest to, jakby nie było, wartościowanie czegoś tak osobistego, czym są podróże. Poddawanie pod ocenę innych tej sumy wydarzeń i przeżyć jakie towarzyszą osobistej drodze. Ocenianie przez szacowne gremium oraz publiczność, że w czymś ta właśnie podróż była lepsza i ciekawsza od innej. A może właśnie kilkudniowy wypad nad Bug może mieć dla tej czy innej osoby wartość odkrycia kanionu Colca w Peru? Nie ma już podróży, a jest „wyprawa” albo od razu „expedition”, do tego często „samotna” a nie w pojedynkę. Szybciej, dalej, wyżej, bardziej ekstremalnie, w upale czy zimnie, wpław, pieszo, autostopem, rowerem, rowero-pontonem, żaglówką, takim czy innym sposobem – trwa wyścig pomysłów. Nie wiem i nie będę wiedziała, na ile daną osobą w podróży wiodła ciekawość świata a na ile chęć wyróżnienia się. Ktoś może powiedzieć to samo o mnie i tez nie będzie miał tej pewności. W sumie, to czy toś w tym złego? Robiąc to, co robię stałam się częścią tego machiny. Wiem, że gdzieś już o tym czytałam, ktoś to niezwykle trafnie określił „marketingiem własnej zajebistości”.. szperam, znajduję i ponownie czytam świetny tekst Łukasza Supergana. Tak to teraz jest –wszak „takie mamy czasy i taki mamy klimat”.

Kwiecień. Rozbudzony nagłym wybuchem ciepła bąk zatacza kręgi nad moją głową jak zepsuty helikopter. Stopy pragną uwolnić się ze zbyt ciężkich butów, świat pachnie wiosenną nowością. Ma pani złe wyniki, trzeba szybko zrobić dalszą diagnostykę .. stwierdzenie lekarza budzi mnie bardziej niż poranne wrzaski ptaków i przypomina, po co naprawdę przyjechałam. Jak to? Dzwoniłam przecież wcześniej – ktoś mnie źle poinformował? Przecież za dwa tygodnie wyjeżdżam.. wracam na trasę.. mam już bilet.

Nie ma co oglądać się wstecz, trzeba działać. Nic nie dzieje się bez przyczyny, tylko nieraz potrzeba czasu, by zrozumieć to „dlaczego”. Bo czy możemy być pewni, czy to, co się właśnie wydarza, na pewno jest dla nas dobre, albo na pewno złe?

Najważniejsze, że wiosna przyszła.

You may also like

2 comments

Magda 9 maj 2016 - 22:13

Ewa, nie wiem jak to się stało, ale właśnie wróciłam ze spotkania z Tymoteuszem w saskokępskim PROMIE (wyprawa po Omanie za pośrednictwem Wigry 3), a spotkanie z Tobą przegapiłam! Dobrego zdrowia! A może spotkamy się na Crotosie na koniec maja? 🙂 Pozdrowienia 🙂

Reply
Ewcyna 10 maj 2016 - 20:28

Magda, ja też nie wiem jak to się stało 😉 – a szkoda.
Na Crotosie czyli „Żądza Grudziądza’ nie wiem jeszcze czy będę, ale raczej nie.. 🙁

Reply

Leave a Reply