Luang Prabang

by Ewcyna

Luang Prabang jest piękne. Była stolica królestwa Laosu, obecnie na liście dziedzictwa kultury UNESCO jest wręcz stworzona do relaksu. Nieduży cypel nad Mekongiem pełen jest świątyń, postkolonialnych odrestauranowanych budynków i .. knajp, biur turystycznych, hoteli oraz guestousów.
Mam wrażenie, że to miasto składa sie właśnie z przybytków służacych zaspokojeniu potrzeb turystów, ale przybytki te są przynajmniej są estetyczne, pięknie oświetlone wieczorem, dobrze utrzymane.
Luang Prabang to nagroda po 5 dniach przebijania się przez góry (licznik naliczył 9,5 km podjazdu w pionie i o 1 km mniej zdjazdów). Zalegam w klimatyzowanym pokoju, żywię się czymś innym niż tylko ryż kluski, poddaję ciało laotańskiemu masażowi, który przypomina bardziej akupresurę (świetne!) robię zakupy na dalszą drogę płacąc kilkakrotnie więcej niż w Tajlandii, spotykam i rozmawiam z fajnymi ludźmi.
Niestety, miasto leży w niecce a niebo przykryte jest tymi okropnmi grubymi chmurami smogu. Ponownie słyszę, że listopad po porze deszczowej to najlepszy miesiac na wizyte.
Po 3 dniach czuję, że jestem gotowa do dalszej drogi. Deszcz wisi w powietrzu, ale przynajmniej jest chłodniej a okolica przez którą zdecydowałam się jechac podobno niezwykle malownicza. Oby tylko dymy odpuściły.

You may also like

5 comments

Ewa 3 kwiecień 2014 - 20:42

hej Ewa 🙂
dobrze,że mogłaś sobie trochę odpocząć i nabrać sił – zdjęcia płonących lasów były bardzo smutne,więc dobrze,że już się stamtąd wydostałaś…
czyli mówisz,że masz dosyć ryżu już ? 😉
dziś we Wrocławiu spadł pierwszy wiosenny deszcz – jak u Ciebie z pogodą i temperaturami?

Reply
Mira 3 kwiecień 2014 - 22:59

Napisz Ewo czy w Tajlandii spotkałaś jakiś rodaków. Polacy lubią Tajlandję. Czy tutaj porzuciłaś namiot na rzecz cywilizowanego pokoju?

Reply
ewcyna 4 kwiecień 2014 - 03:17

Dziewczyny, tak jak dodałam w poście – dymy niestety kochają Luang Prabang, po pierwszych kilku dniach znowu mnie tu dopadły i zastanawiam się jak będzie dalej.
Ryz mi już wychodzi uszami, to prawda, ale co zrobić. Ziemniaczka by się zjadło… (tu nie ma). Wczoraj pożarłam na poczekaniu bagietkę z całkiem dobrym paszteten produkcji wietnamskiej. Niebo w gębie! pojechałam kupic na zapas.

W Tajlandii nei sotkalam żadnych rodaków, ale ja nie trafiłam w żadne turystyczne rejony ani nawet morza stopą nie dotknęłam. Unikałam także miejsc turystycznych w górach, takie zboczenie, więc w ogóle o turystę było trudno.
Do tej nadmorskiej Tajandii musze tez kiedyś zawitać, bo jak na razie to porzadnie mnie ten kraj wymęczył, choć raczej niechcący, z uwagi na porę roku.

Za to w Laosie po raz peirwszy od wielu dni spotkałam kilkakrotnie sakwiarzy – droga, którą jechałam jest główną drogą z południa na pólnoc. Główna krajowa nie oznacza autostrady bynajmniej – czasem mijał mnie jakiś pojazd raz na 15-20 minut, zatem nawet zdecydowałam się na nocleg w przydrożnych straganach zasłaniając matami z trawy – jest widoczen na zdjęciu. Niestety wtedy dopiero się przekonałam, że ciężarówki raczyły jechać po tych górskich serpentynach głównie w nocy, a obok mojego schowka kierowcy robili sobie przystanek na siusiu. Ale w sumie njawet się przespałam.
Temperatury okolo 40 st.

Reply
tourister 4 kwiecień 2014 - 12:50

Nie spotkalas rodaka? ale byla na to szansa – minelismy sie juz dwa razy!Drugi raz na trasie miedzy LP i VT,to musial byc close-miss
bo droga jest waska.Moze w Chinach sie powtorzy?

Reply
ewcyna 6 kwiecień 2014 - 12:20

To machaj do mnie, krzycz czy co tam, raczej jestem rozpoznawalna 🙂

Reply

Leave a Reply