Do they know it’s Christmas time at all?

by Ewcyna

Czasem czuję się trochę jak Pan Pies. Pan Pies kręci się, przysiądzie tu, połozy się tam i nigdzie nie zagrzeje miejsca. Merdnie ogonem nieśmiało bądź radośnie albo szczeknie złowrogo. Chciałby by czasem ktoś nakarmił i pogłaskał. Chciałby mieć swoją wygodną wycieraczkę, na której ułoży się do snu.

W pierwszy dzień Bożego Narodzenia nie mogłam znaleźć swojej wycieraczki. Nie mogłam uwolnić się od dudniących dźwięków muzyki. Wygląda na to, że cała Tajlandia, co drugi dom w mieście i przy drodze zmienił się w jedną radosną dyskotekę. Dudniły basy wprawiając w drganie ziemię i powietrze. Dotarłam ponownie do miasta Trat i trochę znałam już tutejsze kąty. Wiedziałam, gdzie mogę przenocować, ale wszystkie trzy miejscówki – dwa parki i stacja benzynowa także nagle stały się dyskoteką. Pomyśłałam, że to w sumie głupie tak krążyć zamiast po prostu wynająć jakiś pokój, tanio tu przecież, ale myśl o tym, żeby teraz po nocy szukać jeszcze jakiegoś pokoju była jeszcze bardzej męcząca. W przeciwieństwie do Pana Psa takie życie to mój wybór, ale i Pan Pies czasem ma dość. Tego dnia chciałam mieć swoją wygodną wycieraczkę.

W święta chciał nie chciał najczęściej dopadają nas emocje. Wspomnienia. Czasem dobre, czasem nie. Lubię ten czas, choć nie zawsze był słodki. Uwielbiam polskie kolędy i brakuje mi ich tutaj.

Nie, nie dopadły mnie żadne świąteczne smutki, mam się dobrze, ale i tak dopadną w najmniej spodziewanym momencie i ścisną za gardło. Może dlatego, że nie brzęczy mi nad uchem telewizor karmiąc przesłodką bożonarodzeniową papką. Wszyscy radośni i wszyscy szczęśliwi biegną do sklepu po margarynę Kasia by upiec z niej najsłodsze na świecie ciasto na wigilijny stół. Nawet Pan Pies dostanie kawałek, bo przecież przemówi o północy ludzkim głosem, a mógłby się odszczekać! Ciasto popiją przearomatyczną kawą marki takiej czy innej i pobiegną rozpakować wymarzone prezenty.

Wczoraj przeczytałam na fejsbuku czyjś manifest „Z dumą nie obchodzę świąt z szacunkiem dla tych, którzy to robią. Jestem przeciwko kapitalizmowi, który niszczy świat” Czy coś w tym stylu.

Mam to gdzieś, że ktoś nie obchodzi świąt. Dla połowy ludności globu (to moje przypuszczenia) ostatnie dni grudnia to dni jak każde inne. Nie ma takiego obowiązku, choć świat wokół zdaje się krzyczeć że tak, że jest obowiązek naciągnięcia na twarz uśmiechu, założenia czapki Mikołaja i kupna tysiąca „niezbędnych” rzeczy. Nawet tu, w Tajlandii, kraju, gdzie chrześcijanie stanowią bodajże ułamek procenta ludności, kościoły katolickie oddalone są o 500 km od siebie a Boże Narodzenie NIE jest dniem wolnym od pracy otoczenie krzyczy „Idą święta! Kup telewizor! Wesołych Świąt!”. Mijają mnie samochody-stragany z których ryczą do mnie bożonarodzeniowe przeboje. „Jingle bells, jingle bells, jingle all the way..” choć konia z rzędem temu, kto tu widział sanie i śnieg. Kto kiedykolwiek je widział. W supermarketach sprzedawcy przyozdobieni są w czerwone czapki z białym pomponem. Merry Christmas – słyszę. Merry Christmas – odpowiadam. Nikt nie zaprząta sobie głowy tym, że to czas duchowy i czas rodzinny. Bez obaw, nie spodziewam się go znaleźć duchowości na sklepowych półkach i mam świadomość marketingowych zabiegów, ale dotyka mnie, gdy ktoś stawia znak równości pomiędzy obchodzeniem świąt Bożego Narodzenia a kapitalizmem jednocześnie deklarując poszanowanie dla tych, którzy to robią. Bzdura. Bullshit. Nie ma w tym za krzty szacunku. Czy dlatego, że byłam w święta w kościele poszłam oddać tam hołd kapitalizmowi?

Od rana przed katedrą w Chanthaburi w wigilię Bożego Narodzenia trwa wielki festyn. To największy kościół w Tajlandii, spuścizna po francuskich kolonizatorach. Tu, na wschodnim wybrzeżu kraju zgromadziło się wielu katolickich uchodźców z Wietnamu, Chin i Kambodży, teraz jest też dość licznie przybywają obywatele innych krajów. Turyści oraz
często Ci, którzy spędzają jesień swojego życia w towarzystwie nowych, młodych żon z Tajlandii. Patrząc na te pary nie jestem w stanie uwierzyć w miłość od pierwszego, czy nawet drugiego wejrzenia.

Trwa festyn, trwają konkursy, przybywa ludzi, przybywa śmieci. Ale dość zaskakująco przed 21-ą, kiedy to ma rozpocząć się msza megafony milkną a stragany się zwijają. Plac przed kościołem ożywa ponownie po pasterce, kiedy to wśród nocnej ciszy rozbrzmiewają dzwony, wybuchają fajerwerki, zapalają się światła na ogromnej choince a ludzie i księża przed kościołem składają sobie życzenia. Ciszę się, że miałam szczęście znaleźć się tutaj w ten czas, o niebo większe niż rok temu na Filipinach, kiedy to noc wigilijna była dla mnie udręką.

Przy stole wigilijnym siedzę dzień wcześniej. Pod wieczór docieram do niedużej miejscowości, na wjeździe do której trwa impreza .. wigilijna. Skąd jestem, dokąd jadę.. a, że nocleg? Może być tutaj jak skończymy – słyszę. Albo nie – u mnie w domu! Krzyczy rezolutna Kat, jak się okazuje bizneswoman po 50tce. Wybieram jej dom, który położony jest w środku sadów duriana i uprawy kauczuku.

Dobrze mi na tej farmie. Mam to, co lubię najbardziej – spokój, ciszę, jest woda i nawet jedzenie samo przyjechało w postaci pani na motorku, u której wykupuję połowę koszyka zapasów. Kat mowi, zebym zostałą ile chcę, i nawet mnie to nęci, ale jest wigilia, chce jechać 20 km dalej do Chanthanburi. Żegnam sympatyczną Kat i jadę.

I choć w kościele nie było dla mnie miejsca dobrze spało mi się na przydrożnej stacji benzynowej, skąd także widać było fajerwerki. Pan Pies się wyspał i merda ogonem. Choć już poświątecznie – Wesołych i Radosnych Świąt!

You may also like

3 comments

Stanisław 29 grudzień 2014 - 16:24

EWA , często tu zaglądam i po przeczytaniu połowy powyższego tekstu zrobiło mi się trochę smutno / jak użyłaś metafory // ” jak Pan Pies”//, że tak walczysz z przeciwnościami dnia codziennego – ale dajesz radę i zawsze znajdziesz wyjście z trudnej sytuacji…

Reply
Ewcyna 1 styczeń 2015 - 11:42

Stanisław, czasem słońce, czasem deszcz.
Najczęściej jednak jest psiejsko-czarodziejsko jak mawiał pies Pankracy.

Reply
Mira z Łodzi 2 styczeń 2015 - 01:10

Ewo, to już kolejne twoje Święta poza Polską to pewno Ci już teraz było łatwiej. Zatęskniłaś sobie za pastorałkami ,, bo to rzeczywiście dobry element Świąt., Miałam wrażenie w tym roku, że gdzieś się ta atmosfera świąteczna rozmyła…. Może to brak śniegu, może brak małych dzieci i wizyty Mikołaja, może … może…. Zrozumiałam jaka mądrość tkwi w tym powiedzeniu:
” Święta, święta i po świętach” – można by traktat filozoficzny napisać.
Wszystkiego najlepszego życzę Ci Ewo z okazji dni poświątecznych. Gdybyś nie wiedziała- to Kevina samego w domu i w Nowym Yorku też nam pokazywała telewizja. Co znaczy siła tradycji….
Wszystkiego najlepszego dla Ciebie i twojego wiernego przyjaciela roweru w Nowym Roku.
Myślę o Was mniej lub bardziej systematycznie, ale myślę.

Reply

Leave a Reply